Anis Hadj Moussa zaimponował kibicom Feyenoordu w minionym sezonie. 23-letni skrzydłowy wielokrotnie zwracał na siebie uwagę efektownymi dryblingami i technicznymi popisami. W rozmowie z magazynem ELF Voetbal wspomina swoje dzieciństwo we Francji, podkreśla rolę rodziny w swojej piłkarskiej drodze oraz opowiada, dlaczego zdecydował się na transfer do Feyenoordu.
Dzieciństwo na przedmieściach Paryża
Hadj Moussa urodził się w XX dzielnicy Paryża, w wielokulturowej okolicy Belleville. Wkrótce jednak jego rodzina przeprowadziła się do departamentu Seine-et-Marne, położonego na północny wschód od francuskiej stolicy. Tam, w miejscowości Émerainville, spędził większość swojego dzieciństwa.
– Wszyscy byliśmy tam zżyci, panowała świetna atmosfera. Cały czas się śmialiśmy i spędzaliśmy razem czas. Miałem naprawdę piękne dzieciństwo. Byłem zawsze na zewnątrz, biegałem po podwórkach i placach. Drzwi wszystkich domów były otwarte, każdy mógł wejść do sąsiada bez pukania. Ja też tak robiłem – wspomina z uśmiechem.
– Czasami wchodziłem do czyjegoś domu i pytałem: „Ciociu, gdzie jest Ali? Chcę z nim iść pograć w piłkę”. W naszej dzielnicy mieszkało wielu ludzi pochodzenia afrykańskiego – Marokańczycy, Malijczycy, Senegalczycy, Iworyjczycy. Graliśmy wszędzie: na ulicy, na boiskach, między blokami. Właśnie tam narodził się mój styl gry. Do dziś utrzymuję kontakt z sześcioma, siedmioma kolegami z tamtego okresu. Często przyjeżdżają na moje mecze.
Ojciec – pierwszy trener i inspiracja
Ogromny wpływ na rozwój Hadj Mousy miał jego ojciec. – On też grał w piłkę, choć nigdy nie dotarł na wysoki poziom. Tak jak ja i mój dziadek był lewonożny. Uwielbiał dryblować, zupełnie jak ja – mówi.
– Często chodziliśmy razem na boisko. Cały czas ćwiczyliśmy dryblingi, zwody, sztuczki. Nawet jeśli nikt nie stał naprzeciwko mnie, i tak trenowałem – na przykład ruch nożycowy albo „fake shot”, czyli udawany strzał. Po prostu kochałem technikę.
Zapytany o swoją ulubioną sztuczkę, odpowiada bez wahania: – Zdecydowanie udawany strzał. Udaję, że zaraz uderzę piłkę, a w tym czasie przeciwnik się zatrzymuje. Wtedy mogę go łatwo minąć. Lubię efektowne zagrania, ale wykonuję je tylko wtedy, gdy naprawdę mają sens. Muszą mieć konkretny cel – na przykład stworzenie sytuacji bramkowej. Nigdy nie robię sztuczek tylko dla samego popisu. To musi się opłacać.
Pierwsze kroki w piłce
Swoją piłkarską przygodę rozpoczął w wieku czterech lat w Paris FC. – W tamtym czasie klub nie był jeszcze drugą siłą w Paryżu, jak dziś. Byłem bardzo mały, ale już wtedy marzyłem o wielkiej piłce – mówi.
Po przeprowadzce do Seine-et-Marne trafił w szeregi US Torcy – znanego ośrodka szkoleniowego z regionu Île-de-France. – Najpierw dojeżdżałem tam pociągiem, później zamieszkaliśmy bliżej i mogłem jeździć autobusem albo samochodem – opowiada.
Wkrótce jednak skusiła go propozycja z FC Montfermeil, dynamicznie rozwijającego się klubu z przedmieść. – Mój przyjaciel już tam grał i zachęcił mnie, żebym spróbował. Klub był w fazie wzrostu. Kiedy poinformowałem w Torcy, że odchodzę, trener powiedział mi: „Jeśli opuścisz Torcy, nigdy nie zostaniesz profesjonalnym piłkarzem”. Te słowa zabolały, zwłaszcza że mój ojciec wtedy przy mnie stał.
Komentarze (0)