To było dokładnie to, czego Aston Villa potrzebowała w tym momencie sezonu – pierwsze ligowe zwycięstwo, które choć w minimalnym stopniu zdejmuje z drużyny narastającą presję oczekiwań, czytamy w raporcie meczowym The Guardian. Czwartkowa, wymęczona wygrana w Lidze Europy nad Bologną dała drużynie z Birmingham zaledwie kruchą podstawę do odbudowy, ale Unai Emery jasno podkreślał w tym tygodniu, że absolutnym priorytetem pozostaje Premier League.
Szkoleniowiec Villans miał jedno przesłanie do swoich piłkarzy: trzeba zdobyć trzy punkty. Po meczu uśmiechał się szeroko, przyznając, że choć jego zespół wciąż okupuje dopiero 16. miejsce w tabeli, to sytuacja prezentuje się już znacznie bardziej obiecująco.
Spotkanie zaczęło się dla gospodarzy fatalnie. Już w trzeciej minucie Raúl Jiménez, wykorzystując dośrodkowanie z rzutu rożnego autorstwa Sasy Lukicia, głową skierował piłkę do siatki. Villa wyglądała ospale, brakowało jej pomysłu w ofensywie i wydawało się, że to kolejny mecz, w którym frustracja kibiców będzie narastać.
Przełom nastąpił w 37. minucie. Ollie Watkins – który od maja nie potrafił wpisać się na listę strzelców – wreszcie przełamał niemoc. Po świetnym, dalekim podaniu Lucasa Digne’a między obrońców Fulham, napastnik sprytnie wyprzedził rywali i lobem pokonał Bernda Leno. Calvin Bassey próbował jeszcze ratować sytuację na linii bramkowej, ale sam wplątał się w siatkę, a Watkins mógł wreszcie świętować upragnione trafienie.
Druga połowa należała już do gospodarzy. Zaledwie kilka minut po wznowieniu gry John McGinn, kapitan drużyny, kapitalnym uderzeniem lewą nogą zaskoczył Leno i wyprowadził Villę na prowadzenie. Była to akcja, w której niebagatelną rolę odegrał Emiliano Buendía – zawodnik, który w przerwie zmienił nieprzekonującego Harveya Ellisa.
Argentyńczyk chwilę później sam wpisał się na listę strzelców. Watkins popędził lewą flanką, zagrał w pole karne, a Buendía wyprzedził obrońców i wślizgiem skierował piłkę do bramki. Emery eksplodował przy linii bocznej – każde kolejne uderzenie powietrza pięściami było wyrazem ulgi i radości, które uwalniały się po tygodniach narastającej frustracji.
Aston Villa, mimo przewagi, nie uniknęła nerwowych momentów. Chwilę po trzecim golu gospodarzy młody Josh King przechwycił złe podanie Emiliano Martíneza i stworzył groźną sytuację dla Fulham. Strzał Lukicia zdołał jednak zablokować Ezri Konsa.
King zresztą był jednym z bohaterów pierwszej połowy – dynamiczny, nieustępliwy, ale i kontrowersyjny. 18-letni napastnik upadł w polu karnym po starciu z Martínezem, domagając się jedenastki. Sędzia jednak nie dał się nabrać, pokazując mu żółtą kartkę za symulację – już drugą w ciągu tygodnia, bo podobna sytuacja miała miejsce w meczu z Brentford.
Marco Silva nie krył wściekłości wobec arbitra Andy’ego Madleya i jego decyzji. Portugalczyk został ukarany kartką za protesty, a po meczu stwierdził: – „Sędziowie mogą mówić i pisać, co chcą. Ja obejrzałem te sytuacje ponownie i dla mnie są one nie do zaakceptowania.”
Aston Villa: Martínez, Cash, Konsa, Mings (Torres 32'), Digne, McGinn (Kamara 72'), Bogarde (Lindelöf 82'), Guessand (Malen 83'), Elliott (Buendía 45'), Rogers, Watkins
Unai Emery nie krył zadowolenia po tym, jak jego ekipa potrafiła odwrócić losy spotkania.
- Jestem szczęśliwy ze względu na naszych kibiców – przyznał Emery. – Na początku meczu graliśmy słabo, nie realizowaliśmy planu i bardzo szybko straciliśmy gola. Brakowało nam energii i indywidualnej determinacji, by dominować na boisku. Z czasem jednak zaczęliśmy reagować coraz lepiej. Gol na 1:1 był niezwykle istotny dla naszej pewności siebie, a później konsekwentnie narzucaliśmy własne tempo. Kibice swoim wsparciem dodawali nam sił, a atmosfera, którą wspólnie stworzyliśmy, miała ogromne znaczenie. Villa Park musi być miejscem, gdzie przeciwnicy naprawdę cierpią, jeśli chcą wywieźć choćby punkt.
Już w środę Aston Villa wybierze się do Rotterdamu na mecz z Feyenoordem, a w przyszłą niedzielę podejmie Burnley w kolejnej ligowej potyczce. Emery liczy na to, że jego zespół utrzyma tendencję wzrostową.
- Robimy postępy krok po kroku, a nasza struktura staje się coraz mocniejsza – dodał hiszpański szkoleniowiec. – Zawodnicy muszą czuć się komfortowo w tym systemie – strzelając gole, grając regularnie i osiągając dobre wyniki. To jest droga, którą musimy podążać, by na nowo zbudować silną drużynę.
Komentarze (0)