Aymen Sliti w środowy wieczór od razu zwrócił na siebie uwagę NA De Kuip. Jego bramka w meczu z Fortuną Sittard nie tylko przypieczętowała zwycięstwo Feyenoordu, ale też była dowodem, że młody skrzydłowy coraz śmielej puka do drzwi pierwszego zespołu. Sliti trafił do akademii jako czternastolatek, przechodząc z FC Twente, i od tamtej pory uchodzi za jeden z największych talentów w strukturach klubu.
W ostatnich latach przypadki, w których ofensywny zawodnik wywodzący się z akademii przebijał się do pierwszego składu Feyenoordu, należą do rzadkości. W programie FC Rijnmond padło pytanie o to, kto był ostatnim skrzydłowym lub napastnikiem, który z powodzeniem przeszedł tę drogę. Wymieniano takie nazwiska jak Diego Biseswar, Robin van Persie, Jean-Paul Boëtius czy Salomon Kalou – piłkarzy, którzy swego czasu wprowadzali świeżość do ofensywy Stadionowych.
Gościem wspomnianej audycji był Diego Biseswar, który z sentymentem wrócił do swoich początków w pierwszej drużynie. – To całkowicie odmieniło moje życie. Nagle mogłem trenować i grać z wielkimi zawodnikami. Pamiętam, jak wszedłem pierwszy raz do szatni – dotąd widywałem ich tylko w telewizji. Do Van Hooijdonka zwróciłem się per ‘pan’. On od razu mnie poprawił: ‘Hej, kolego, jesteśmy drużyną, nie mów mi pan’. Ale tak wtedy byliśmy wychowywani. To były inne czasy – młodzi zawsze musieli stać w środku przy grze w dziadka i nosić piłki – wspominał były skrzydłowy.
Również inny ex-Feyenoorder, Ali Boussaboun, nie krył uznania dla talentu Slitiego. – To chłopak, który już w młodszych kategoriach uchodził za wyjątkowo zdolnego. Ma drybling, szybkość, potrafi minąć rywala i myśli o bramce. To tylko cieszy, że teraz również na stadionie Feyenoordu udaje mu się zdobywać gole. A ten ostatni wykończył naprawdę znakomicie – podkreślił.
Komentarze (0)