Feyenoord przeżywa obecnie jedną z najsłabszych serii w ostatnich latach. W dziewięciu minionych spotkaniach klub z Rotterdamu wygrał zaledwie trzy razy, a liczby bezlitośnie obnażają skalę problemów. Dotyczy to także Robina van Persiego, pod którego wodzą zespół osiąga gorsze wyniki niż za kadencji jego poprzednika, Briana Priske. A przecież dokładnie rok temu Feyenoord imponował w europejskich pucharach – 11 grudnia 2024 roku pokonał Spartę Praga i zrobił ogromny krok w stronę awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.
Wcześniej Rotterdamczycy uporali się z Gironą i Benficą, a dzięki spektakularnemu powrotowi wywalczyli punkt na stadionie Manchesteru City. Po sześciu meczach mieli już na koncie magiczną barierę dziesięciu punktów, nie wiedząc jeszcze, że dołożą do tego efektowne 3:0 z Bayernem Monachium.
Równie mocne, jak ich występy w Champions League, były jednak rozczarowania na krajowym podwórku. W Eredivisie zespół Priske szybko wypadł z walki o tytuł i osunął się na czwarte miejsce, co wywołało otwartą kryzysową atmosferę na południu Rotterdamu. Presja rosła z tygodnia na tydzień, aż 10 lutego Duńczyk stracił posadę.
Postawienie na Robina van Persiego miało być początkiem nowej energii i świeżego impulsu. 42-letni szkoleniowiec zaczął swoją kadencję obiecująco, jednak czwartkowa porażka w Bukareszcie była kolejnym ciosem. Po 23 spotkaniach Feyenoord jest praktycznie poza grą w Lidze Europy, a w Eredivisie musi zaciekle walczyć, by nie stracić dystansu do prowadzącego PSV.
Co szczególnie uderza: Feyenoord pod wodzą Van Persiego przegrał już więcej meczów niż w całej kadencji Priske, który prowadził drużynę w 33 spotkaniach. Obecny trener ma też niższą średnią punktów – 1,74 na mecz wobec 1,79 swojego poprzednika. To zaskakuje tym bardziej, że Priske pracował z zespołem występującym na poziomie Ligi Mistrzów.
„Katastrofalna seria Feyenoordu. Normalnie miałaby dużo poważniejsze konsekwencje”
Porażka w Bukareszcie wywołała lawinę komentarzy. Krytyka dotyczy nie tylko sportowego aspektu, lecz także spadającego zaufania do drużyny i jej trenera. W Voetbal International klubowy reporter Martijn Krabbendam nakreślił ponury obraz sytuacji i nazwał nadchodzący Klasyk prawdziwym momentem próby.
– Jeśli przegrywasz pięć z siedmiu meczów w klubie takim jak Feyenoord, to oczywiście jest kryzys – stwierdził Krabbendam po spotkaniu z FCSB. – Byłoby dziwne udawać, że to normalne. W niedzielę czeka ich Ajax na Arenie – to okazja, żeby odjechać tej drużynie na jedenaście punktów. Ale jeśli przegrają, zrobi się nerwowo. To mecz pod gigantyczną presją, bo Feyenoord musi zareagować na to, co wydarzyło się w Bukareszcie.
Po wygranej z PEC Zwolle wydawało się przez chwilę, że w Rotterdamie rośnie pewność siebie, lecz ten optymizm szybko uleciał. – Widać, jak złudne potrafią być takie zwycięstwa. Myśleli, że wszystko jest znowu w porządku, ale to wciąż tylko PEC Zwolle. Na cztery metry od Uedy stoi Mac Nulty. Zaskoczyło mnie, jak pozytywnie o tym mówili – niemal jakby rozegrali perfekcyjny mecz. A przecież trzeba brać pod uwagę poziom przeciwnika.
– Priske był krytykowany i musiał odejść, ale Van Persie nie spisuje się dużo lepiej – kontynuował Krabbendam. – Można wskazać na różnice w składzie, odejścia Hancko, Paixão czy Gimeneza. Stracili jakość, choć środek obrony wyglądał na początku sezonu bardzo solidnie. Może Priske miał nieco lepszych piłkarzy, ale ta różnica naprawdę nie jest wielka.
Zdaniem dziennikarza tylko słabsza forma rywali sprawia, że atmosfera wokół klubu nie jest jeszcze bardziej napięta. – AZ i Ajax podtrzymują względny spokój wokół Feyenoordu. Gdyby te zespoły były na podobnym poziomie punktowym, a Feyenoord notował taką serię porażek, katastrofa byłaby nieunikniona. Teraz różnica w tabeli wciąż jest duża, mimo że Feyenoord marnuje kolejne punkty. W Europie też jest źle, a pięć porażek w siedmiu meczach normalnie pociąga za sobą znacznie poważniejsze konsekwencje – podsumował.
Komentarze (0)