Brian Priske był obiektem zainteresowania Feyenoordu przez ponad rok, zanim w 2024 roku został oficjalnie zaprezentowany jako nowy szkoleniowiec pierwszego zespołu. Jego zadaniem było kontynuowanie ścieżki sukcesów wytyczonej przez Arne Slota. Mimo wysokich oczekiwań, jego kadencja okazała się jedną z najkrótszych w historii klubu – zaledwie 221 dni. W rozmowie z RTV Rijnmond Priske szczerze opowiada o nagłej zmianie w życiu, czasie spędzonym z rodziną, powrocie do Sparty Praga i o tym, co wyniósł z pobytu w Rotterdamie.
Rodzina znów na pierwszym miejscu
– Czuję się dobrze – rozpoczyna Duńczyk. – W pierwszych miesiącach po odejściu poświęciłem czas rodzinie i próbowałem naładować baterie. Nasza rodzina była rozproszona: ja mieszkałem w Holandii, mój syn August w Szwecji, a reszta bliskich w Danii. To było trudne, więc tym bardziej ceniłem sobie chwile, które mogłem spędzić z nimi jako ojciec, mąż, a także dziadek. Udało mi się kilka razy pojechać do Szwecji i zobaczyć, jak August gra. To był wartościowy okres – podkreśla.
Choć czas z rodziną był dla niego niezwykle cenny, nie tak wyobrażał sobie rozwój wydarzeń. – Nikt nie chce, by jego kontrakt został przedwcześnie rozwiązany – mówi szczerze. – Ale stało się. I wtedy trzeba spróbować wyciągnąć z życia to, co najlepsze. Myślę, że mi się to udało. Naprawdę cieszyłem się tymi czterema miesiącami spędzonymi z najbliższymi.
221 dni w Rotterdamie
– To była piękna, choć wymagająca przygoda – wspomina. – Trafiłem do nowego klubu, musiałem się zaadaptować do innej kultury, odmiennych metod pracy, nowych ludzi. To nigdy nie jest łatwe. Równocześnie musisz spełniać oczekiwania związane z prowadzeniem tak wielkiego klubu jak Feyenoord. To prawdziwe wyzwanie.
Mimo że jego kadencja trwała krócej, niż zakładał, Priske nie żałuje. – Oczywiście, że chciałbym, żeby trwało to dłużej, ale zabieram ze sobą wiele pozytywnych doświadczeń. Część rzeczy mogła potoczyć się inaczej, ale jestem wdzięczny za szansę, jaką otrzymałem, by prowadzić Feyenoord – zarówno w dobrych, jak i trudniejszych chwilach. Patrzę na to z dumą.
„Biorę pełną odpowiedzialność”
Choć jego czas w Rotterdamie nie przyniósł spodziewanych rezultatów, Priske nie szuka winnych. – Nie, nigdy. To nie w moim stylu – podkreśla. – Biorę pełną odpowiedzialność za wszystko, co się wydarzyło. Jako główny trener byłem istotnym elementem całości. To była wymagająca sytuacja. Po odejściu Arne Slota przyszło jedenastu nowych zawodników, nastąpiła swego rodzaju zmiana kulturowa. Gdy nagle czterdzieści procent szatni to nowi ludzie, potrzeba czasu, by wszystko się ustabilizowało. Patrząc wstecz, jestem zadowolony z wpływu, jaki wywarliśmy.
– Nie obwiniam nikogo. Analizuję to, co się wydarzyło, wspominam ludzi, z którymi współpracowałem. Ostateczne wnioski wyciągam sam i zachowuję je dla siebie. Traktuję to jako lekcję i doświadczenie. Dlatego zabieram ze sobą zarówno dobre, jak i trudne momenty – mówi z refleksją.
Champions League i sukcesy
Czas spędzony w Feyenoordzie przyniósł nie tylko złe momenty, ale i sukcesy. Priske zdobył z klubem Johan Cruijff Schaal i poprowadził drużynę do świetnych występów w Lidze Mistrzów.
– Mecze w Champions League były wyjątkowe. Po raz drugi w historii klub dotarł do fazy pucharowej. Zagraliśmy znakomite spotkania: wygrana z Bayernem Monachium 3:0, remis 3:3 z Manchesterem City, mecze z Gironą i Benficą... To wszystko było niezapomniane. Jestem dumny z tego, jaką piłkarską tożsamość pozostawiliśmy po sobie – przyznaje.
– Pod względem taktycznym wiele się nauczyłem. Zrozumiałem, jak można postrzegać grę w stylu holenderskim: szeroko ustawieni skrzydłowi, warianty rozegrania od tyłu… To było bardzo rozwijające. Nauczyłem się też radzić sobie z trudnymi momentami i szukać odporności psychicznej.
Feyenoord – klub, który zostaje w sercu
Mimo przedwczesnego rozstania Priske nadal z uwagą śledzi losy Feyenoordu. – Oczywiście! Choć moja przygoda była krótka i nie przebiegła zgodnie z planem, wciąż kibicuję temu klubowi. Otrzymałem wiele ciepłych słów – od ludzi z klubu i od kibiców – przez Instagram, LinkedIn, e-maile. To bardzo doceniam. Taki właśnie jest futbol – nie da się zadowolić wszystkich, ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dałem z siebie wszystko – zapewnia.
Szczególną satysfakcję przynosi mu widok rozwijających się młodych zawodników. – Cieszę się, że klub się rozwija, a młodzi gracze robią postępy. Read – mistrz Europy z reprezentacją Holandii, Antoni Milambo, który trafił do Premier League… To dla mnie powód do dumy, że mogłem odegrać choć niewielką rolę w ich rozwoju.
Po jego odejściu klub zatrudnił Robina van Persiego, który przejął zespół i rozpoczął przygotowania do nowego sezonu. Priske zareagował z klasą. – Cieszę się, że klub postawił na swoją legendę. Robin zna DNA, wartości i kulturę Feyenoordu. Życzę mu wszystkiego najlepszego – tak jak całej drużynie – zarówno w lidze, jak i, mam nadzieję, w Lidze Mistrzów. Feyenoord zawsze będzie częścią mojej piłkarskiej podróży i pozostanie w moim sercu. Jak już wspomniałem – choć dla mnie skończyło się to zbyt wcześnie, nie noszę w sobie żalu. Takie jest życie w futbolu.
Powrót do Pragi
Po kilku miesiącach przerwy Priske otrzymał propozycję powrotu do dobrze znanego środowiska – Sparty Praga, z którą wcześniej odnosił sukcesy i zdobył trzy trofea.
– Gdy rozmowy stały się konkretne i po raz pierwszy porozmawiałem z Tomášem Rosickým, dyrektorem sportowym, wiedziałem: to jest to. Mój agent był już wcześniej w kontakcie z klubem, ale dopiero po tej rozmowie poczułem, że to odpowiedni krok – tłumaczy.
Już w najbliższy weekend Sparta zagra na wyjeździe z Jabloncem. Priske znów wraca na znajomy grunt. – Czuję się tu świetnie. Pracy jest dużo – w zeszłym sezonie klub stracił aż 27 punktów do Slavii Praga. Ale nadal jest tu wielu dobrych piłkarzy i ogromna determinacja, by osiągnąć więcej. Jestem szczęśliwy, że mogę być częścią tej misji.
Sparta będzie walczyć o grę w Europie, jednak musi rozpocząć od drugiej rundy eliminacyjnej Ligi Konferencji. – Niestety skończyliśmy sezon na czwartym miejscu, więc czeka nas długa droga. Musimy ciężko pracować, by zakwalifikować się do rozgrywek europejskich – mówi z przekonaniem.
Kółeczko powróci?
Na zakończenie pytany jest, czy w Czechach powróci słynne „kółeczko”. Po drugiej stronie słuchawki słychać śmiech. – Muszę przyznać, że trochę mnie zaskoczyło to całe zamieszanie wokół huddle (zbieranie się w kółku, red.). Ostatecznie chodzi przecież o zespół, o wspólną energię i jedność. To symbol tego, nad czym pracowaliśmy. W okresie przygotowawczym jeszcze tego nie robiliśmy, ale myślę, że powróci. W Czechach jest jest to znane i lubiane, więc... tak, pewnie znów to zobaczycie – kończy z uśmiechem.
Komentarze (0)