Po porażce z Ajaksem pozycja Robina van Persiego w Feyenoordzie znalazła się w centrum publicznej debaty. Trener z Rotterdamu bardzo szybko dał do zrozumienia, że krytyka, jaka spadła na niego po przegranym spotkaniu, nie robi na nim większego wrażenia. W kontekście nadchodzącego meczu pucharowego z sc Heerenveen coraz uważniej przygląda się jednak jego postawie, podejmowanym decyzjom oraz sposobowi komunikowania się - zarówno wewnątrz zespołu, jak i na zewnątrz, w przestrzeni medialnej.
Taką postawę doskonale rozpoznaje były szkoleniowiec Feyenoordu, Mario Been. – Widzę w nim człowieka niezależnego mentalnie – mówi w rozmowie z Algemeen Dagblad. – Robin zawsze podążał własną drogą. Już jako piłkarz jasno dawał do zrozumienia, gdy coś mu nie odpowiadało. Teraz widzimy to samo w roli trenera.
Been rozumie również, dlaczego Van Persie po porażkach unika ostrych ocen i radykalnych wniosków. – Trudno po jednym przegranym meczu wszystko spalić i zburzyć. Sam jako trener NEC przechodziłem podobny okres. Mówiłem wtedy: „i tak wszystko się ułoży”. I faktycznie się ułożyło, choć przyznam, że czasem budziłem się zlany potem. Mój syn pytał wtedy: „tato, co się z tobą dzieje?”
Z dużym zainteresowaniem sytuację w Feyenoordzie śledzi także Dick Advocaat. – Ludzie pewnie uważają Robina van Persiego za gawędziarza, ale ja widzę przede wszystkim dojrzałego trenera, który jest bardzo przekonany o swojej racji – ocenia doświadczony szkoleniowiec. Jednocześnie zaznacza, że sposób wypowiedzi Van Persiego po meczach budzi jego wątpliwości.
– Sam nie użyłbym zdania „jesteśmy na bardzo dobrej drodze” po porażce w Amsterdamie. W dzisiejszych czasach trzeba też uważać z publiczną krytyką piłkarzy, na przykład w odniesieniu do zmian, które nie przyniosły efektu w Rumunii. Takie rzeczy lepiej powiedzieć tym zawodnikom w cztery oczy – podkreśla. Odnosząc się do Klasyku, Advocaat nie owija w bawełnę: – Uważam, że Feyenoord nie zagrał przeciwko Ajaksowi dobrze. Zresztą żadna z drużyn nie zaprezentowała wysokiego poziomu. Trenerzy jednak często przedstawiają rzeczywistość w bardziej pozytywnym świetle, niż wyglądała naprawdę. Van Persie musi po prostu wygrać z Heerenveen i dobrze zakończyć mecz z FC Twente. Potem przyjdzie kilka tygodni spokoju, a do zespołu wrócą kontuzjowani piłkarze.
Do tej opinii nawiązuje również Gertjan Verbeek. – Dlaczego po Ajax – Feyenoord mówić, że to nie był mecz najwyższej rangi? Może poziom gry był przeciętny, ale Klasyk zawsze jest hitem. Choćby dlatego, że ogląda go cała Holandia i gazety są nim wypełnione – zauważa. – Kiedy mówisz takie rzeczy, z czasem ludzie zaczynają postrzegać cię jako niewiarygodnego.
Zdaniem Verbeeka Van Persie sprawia wrażenie wyraźnie spiętego. – Tak, stres - tak to odbieram. Po meczu z Ajaksem bronił swoich piłkarzy, a po spotkaniu z FCSB w Lidze Europy publicznie obarczył winą czterech rezerwowych. Jako trener można też powiedzieć: „moje zmiany się nie sprawdziły”. To brzmi zupełnie inaczej niż: „wszyscy moi zmiennicy zagrali źle”. Oczywiście każdy widział, że Borges wszedł fatalnie, ale to Van Persie decyduje, kogo wpuszcza na boisko. W ten sposób ryzykujesz utratę szatni. Sam tego doświadczyłem w Feyenoordzie - a kiedy trener traci drużynę, to jest już po nim.
Verbeek dostrzega w karierze trenerskiej Van Persiego wyraźny schemat. – On uparcie trwa przy swoim. Tak było już w jego poprzednim klubie, w Heerenveen, i teraz w Feyenoordzie, choćby w kwestii opaski kapitańskiej. Z czasem zaczyna to przybierać formę sztywnego zachowania - braku elastyczności. Piłkarze też to widzą. W Heerenveen na początku była otwarta komunikacja, ale po kilku porażkach - jak słyszałem - zamieniła się ona w monolog. Van Persie mówił, a zawodnicy słuchali. W pewnym momencie piłkarze przestają wtedy cokolwiek mówić.
Komentarze (0)