Dennis te Kloese w ostatnich dniach udzielił obszernych wywiadów różnym mediom. Dyrektor generalny Feyenoordu mówił nie tylko o przyszłości klubu – o roli stadionu i funduszu Vrienden van Feyenoord – ale także o własnej pracy oraz o efektach zmian w sztabie szkoleniowym. Z perspektywy czasu podkreśla, że zatrudnienie Robina van Persiego jako pierwszego trenera było ryzykowną, ale jak dotąd trafną decyzją.
– To, że współpraca z Brianem Priske się nie udała, biorę na siebie – mówi Te Kloese w rozmowie z Voetbal International. – Czasami po prostu nie ma chemii między klubem a trenerem. On radzi sobie teraz świetnie w Sparcie Praga, u nas to wyglądało gorzej. Dlaczego tak się stało? Trudno jednoznacznie wskazać. Muszę jednak przyznać, że ten okres skłonił nas do głębszej refleksji. Za bardzo uznawaliśmy kulturę, którą stworzył Arne Slot, za coś oczywistego – za jedyną i niepodważalną kulturę Feyenoordu.
Dyrektor generalny przyznaje, że trudno nawet precyzyjnie określić, czym właściwie jest „kultura Feyenoordu”. – Wszystko funkcjonowało, więc zakładaliśmy, że pod nowym trenerem będzie to samo. Ale wystarczy spojrzeć na to, co Arne robi dziś w Liverpoolu – to coś absolutnie wyjątkowego. Musieliśmy więc postawić sobie pytanie: czy to, co robimy w klubie, naprawdę jest tak dobre i tak jasne, jak nam się wydawało? Pod Slotem wszystko wyglądało banalnie prosto – rozwój zawodników, płynne przejścia, stabilny styl gry. Ale prawda jest taka, że to wcale nie jest takie proste. Wniosek był jasny: nowego trenera nie można porównywać do Arne. To z góry skazane na porażkę.
Po rozstaniu z Priske Feyenoord postawił na Robina van Persiego. – To była decyzja ryzykowna, ale przemyślana – podkreśla Te Kloese. – Znałem Robina już z pracy w akademii. Widziałem wtedy, jak ogromną ma pasję i jak bardzo potrafi poświęcić się pracy. Potem odszedł do SC Heerenveen. Czy było ryzykowne powierzyć mu tak szybko rolę pierwszego trenera w Feyenoordzie? Oczywiście, ale w piłce wszystko wiąże się z ryzykiem. Kluczowe pytanie zawsze brzmi: podejmujesz je czy nie?
– Jeśli patrzę dziś, jak sobie radzi, abstrahując nawet od wyników, wciąż imponuje mi jego pracowitość – kontynuuje. – Ale też to, jak potrafi być szczery i otwarty w rozmowach oraz jak zawsze stawia dobro klubu na pierwszym miejscu. Jesteśmy bardzo zadowoleni z pracy Robina i jego sztabu.
Sytuacja Quinten Timbera
Jednym z najgorętszych tematów lata była przyszłość Quinten Timbera. Kapitan Feyenoordu mia jeszcze tylko rok kontraktu, a jego odejście wydawało się przesądzone. Ostatecznie transfer nie doszedł do skutku, ale zawodnik stracił opaskę kapitańską, a jego umowa wciąż wygasa po zakończeniu obecnego sezonu.
– To sytuacja, na którą klub ma ograniczony wpływ – przyznaje Te Kloese. – Byliśmy otwarci na sprzedaż, było zainteresowanie, ale żadna z ofert nie została doprowadzona do końca. Nie ma jednak powodów do paniki. W innych przypadkach – Paixão, Hancko, Wieffer czy ostatnio Hadj Moussa – udało nam się przedłużyć kontrakty i poprawić warunki zawodników. Z Quintenem się nie udało, choć przedstawialiśmy mu bardzo konkretne propozycje.
– Dziś jestem przede wszystkim dumny z tego, jak reprezentuje Feyenoord na boisku i jak dojrzałe ma podejście do całej sytuacji – dodaje. – Mamy jeszcze czas, by usiąść przy kawie i ponownie porozmawiać. Zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi.
Te Kloese odniósł się także do zmiany kapitana. – W niektórych klubach, na przykład w Twente (Hilgers, red.) czy w Meksyku, zawodnicy w ostatnim roku kontraktu są traktowani bardzo twardo, nawet odstawiani od składu. My chcemy dać sztabowi przestrzeń do podejmowania decyzji. Fakt, że Quinten stracił opaskę, nie jest karą. Sam sygnalizował chęć odejścia, więc naturalne było, że trener powierzy rolę kapitana zawodnikowi, którego przyszłość jest pewniejsza.
– Rozumiem, że Quinten mógł odebrać to negatywnie, bo chciał zostać kapitanem – kończy Te Kloese. – Ale fakty są faktami: jego kontrakt dobiega końca, co nas oczywiście martwi, ale wciąż doceniamy jego wartość i postawę. Liczymy, że wkrótce znów siądziemy do rozmów.
Komentarze (0)