Spotkanie w Lidze Europy pomiędzy Feyenoordem Rotterdam a Panathinaikosem było dla Cyriela Dessersa wyjątkowym przeżyciem. Były ulubieniec kibiców z De Kuip, choć z powodu kontuzji nie mógł wystąpić na murawie, za nic w świecie nie chciał przegapić tego meczu. Za zgodą greckiego klubu napastnik poleciał z drużyną do Rotterdamu, by ponownie poczuć atmosferę stadionu, który zapisał się w jego sportowej historii.
- To mój pierwszy raz tutaj od finału Ligi Konferencji. To naprawdę szczególne uczucie wrócić w to miejsce. Łączy mnie z nim wiele wyjątkowych wspomnień. Opowiadałem chłopakom przy stole o tamtej kampanii: o finale, o Marsylii, o Slavii Praga – wspominał przed kamerami ESPN.
Dessers przeniósł się na początku tego sezonu z Rangers FC do Panathinaikosu, jednak we wrześniu doznał kontuzji. W jednej chwili jego marzenie o ponownym występie na De Kuip rozsypało się jak domek z kart.
- Kiedy usłyszałem diagnozę, to właśnie o tym meczu pomyślałem jako pierwszym. To bardzo bolało, bo naprawdę liczyłem, że znów wyjdę tutaj na boisko. Niestety, urazy są częścią futbolu i czasem nie da się tego zmienić.
Mimo wszystko 30-letni napastnik zrobił wszystko, by choć na trybunach móc być blisko zespołu i kibiców. W jednym sezonie zdobył dla Feyenoordu dwadzieścia bramek, a jego więź z klubem i miastem jest wciąż żywa.
- Fizjoterapeuta nie był zachwycony pomysłem mojego wyjazdu. Ale powiedziałem mu wprost, że bardzo zależy mi, by jeszcze raz znaleźć się na De Kuip. Ciężko pracuję nad powrotem na boisko, ale to wydarzenie chciałem przeżyć osobiście. To było dla mnie ważne.
„Cudowny klub”
Dessers nie ukrywał wzruszenia podczas wizyty w Rotterdamie. Co więcej, dostrzegł podobieństwa między swoim byłym i obecnym klubem. - Panathinaikos to piękny klub, podobnie jak Feyenoord. Oba mają wielką historię i gorących, niezwykle oddanych kibiców. Widzę między nimi naprawdę wiele wspólnych cech.
Wyświetl ten post na Instagramie
Komentarze (0)