Jeszcze kilkadziesiąt lat temu dwa derbowe mecze z rzędu w Rotterdamie nikogo nie dziwiły. Dziś to wydarzenie wyjątkowe – i właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia w obecnym sezonie.
W poprzednim roku FC Twente dostało od KNVB przywilej przełożenia trzeciej ligowej kolejki, aby móc w pełni skupić się na kluczowym rewanżowym meczu w eliminacjach Ligi Mistrzów. Jak się okazało, zabieg ten nie przyniósł wymiernych efektów, bo drużyna z Enschede mimo awansu do trzeciej rundy ostatecznie nie zdołała przebić się do fazy ligowej. W tym sezonie podobny scenariusz spotkał Feyenoord – choć z innym finałem.
Rotterdamska drużyna nie zdołała przebrnąć przez rundy eliminacyjne i nie zakwalifikowała się do play-offów eliminacji Champions League. W efekcie zaplanowane na sierpień spotkanie z Fortuną Sittard zostało przesunięte na wrzesień. Dla kibiców nie jest to może rozwiązanie idealne, ale ma też swój wyjątkowy urok – Feyenoord rozegra dwa kolejne mecze ligowe w ramach derbów Rotterdamu.
Dla fanów oznacza to krótsze podróże – z De Kuip na Het Kasteel można dostać się rowerem w zaledwie kilkanaście minut. Taka logistyka to luksus, którego w ostatnich latach kibice nie doświadczali często.
Gdy derby były codziennością
W latach 70. i 80., zanim Excelsior na dobre zagościł w Eredivisie, terminarz rozgrywek był dużo prostszy i bardziej przewidywalny. Pierwsza runda sezonu była niemal lustrzanym odbiciem rundy rewanżowej, a organizatorzy często wykorzystywali okazję, by zaplanować mecze rotterdamskich klubów jeden po drugim.
Od momentu wprowadzenia profesjonalnej piłki w Holandii, Feyenoord aż 19 razy rozgrywał mecze ligowe ze Spartą i Excelsiorem jeden po drugim. Ostatni taki przypadek miał miejsce w latach 80., kiedy zespół prowadzony przez Rinusa Israëla w ciągu pięciu dni rozegrał dwa spotkania wyjazdowe – i oba pewnie wygrał. Sparta uległa 1:2, a Excelsior został rozgromiony 1:6. W tamtym składzie znajdowali się m.in. Mario Been i Sjaak Troost, a w Rotterdamie panował wtedy jeden niepodważalny hegemon.
Sezon 1986/87 jest tego najlepszym dowodem – Feyenoord wygrał wszystkie swoje mecze derbowe, choć ostatecznie zakończył rozgrywki ligowe na trzecim miejscu.
Statystyki z tamtego okresu robią wrażenie. W 38 spotkaniach derbowych (19 par meczów z rzędu) Feyenoord poniósł tylko dwie porażki – w tym jedną pamiętną, gdy przegrał 0:4 na własnym stadionie z Excelsiorem – oraz zaledwie osiem razy podzielił się punktami. To dobry omen przed nadchodzącym starciem na Het Kasteel, gdzie w ostatnich dwóch sezonach Feyenoordowi nie grało się łatwo.
Epizod z lat 90.
W latach 90. taki układ terminarza zdarzył się tylko raz – i to nie w lidze, a w Pucharze Holandii. Excelsior przez ponad 16 lat nie grał w Eredivisie, ale w sezonie 1993/94 los zetknął oba kluby w krajowym pucharze tuż po emocjonujących derbach ze Spartą, które Feyenoord wygrał 4:3.
Spotkanie na Woudestein było prawdziwym rollercoasterem. Po 90 minutach na tablicy widniał wynik 1:1, więc potrzebna była dogrywka. Bohaterami zostali Henk Fraser i Peter Bosz, którzy swoimi trafieniami zapewnili prowadzenie gościom. Excelsior zdołał jeszcze odpowiedzieć w 113. minucie, ustalając wynik na 2:3, ale to Feyenoord cieszył się z awansu. Tamten pucharowy marsz zakończył się triumfem w finale z NEC Nijmegen.
Może czas wrócić do starych rozwiązań?
W dzisiejszych realiach terminarze układane są głównie z myślą o logistyce, transmisjach i analizach fizycznego obciążenia piłkarzy. Jednak w kontekście takich sytuacji, gdy drużyny grają kilka meczów wyjazdowych z rzędu, powrót do dawnych rozwiązań mógłby przynieść wiele korzyści.
Rozgrywanie derbów w krótkim odstępie czasu ogranicza podróże, zmniejsza zmęczenie zawodników i – co równie ważne – ułatwia kibicom wspieranie swoich drużyn. Niezależnie od tego, czy mówimy o Feyenoordzie, Sparcie czy Excelsiorze, takie rozwiązanie mogłoby sprawić, że Rotterdam ponownie na kilka dni żyłby wyłącznie futbolem.
Komentarze (0)