Feyenoord Rotterdam jest w poważnym kryzysie i nie zmienią tego słowa trenera po meczu, który co tydzień widzi pozytywy. Kolejna porażka, kolejne stracone gole, kolejna fatalna prezentacja na boisku. To są fakty, z którymi nikt już nie może dyskutować. Feyenoord zasłużenie przegrał 1-3 z Celtikiem i pomału żegna się z Europą.
Spotkanie zaczęło się dla Feyenoordu znakomicie. Już w jedenastej minucie De Kuip eksplodował z radości, gdy Ayase Ueda wykończył efektowną, płynnie rozegraną akcję i trafił na 1–0. Steijn, po znakomitym podaniu prostopadłym od Valente, przygotował sytuację, a Ueda zachował pełen spokój, kończąc ją z precyzją.
Szkoci jednak szybko otrząsnęli się z początkowego szoku. Już wcześniej trafili w poprzeczkę, a wraz z upływem czasu zaczęli coraz częściej przejmować inicjatywę. W 31. minucie rotterdamska defensywa całkowicie się pogubiła, zostawiając Yang Hyeon-juna zupełnie niepilnowanego przy dalszym słupku. Koreańczyk bez problemu doprowadził do wyrównania.
Najpoważniejszy cios nadszedł jednak tuż przed przerwą. Fatalne nieporozumienie i błąd Wellenreuthera otworzyły drogę Reo Hatate, który natychmiast wykorzystał potężny prezent od bramkarza. Jego pewny strzał oznaczał wynik 1–2 i zupełnie odmienił obraz meczu.
Po zmianie stron Feyenoord próbował odzyskać rytm, a największym bohaterem tych fragmentów mógł zostać Diarra. Najpierw uderzył minimalnie obok słupka, chwilę później zaś oddał potężny strzał głową, który z hukiem odbił się od poprzeczki. Gospodarze domagali się jeszcze rzutu karnego za zagranie ręką w polu karnym, jednak sędzia bez wahania odrzucił te protesty.
Z czasem Celtic tracił impet, ale wciąż potrafił wykorzystać momenty nieuwagi Feyenoordu. Po niefrasobliwym błędzie Nieuwkoopa piłka trafiła pod nogi rezerwowego Benjamina Nygrena. Ten oddał mocny strzał, który po odbiciu od dolnej części poprzeczki wpadł do bramki na 1–3 w 82. minucie. Gol ten zamknął mecz i zgasił resztki nadziei rotterdamczyków.
Mimo niekorzystnego wyniku, w 81. minucie kibice doczekali się choć jednego pozytywnego akcentu. Na murawie pojawił się Shaqueel van Persie, który zaliczył swoje oficjalne debiutanckie minuty w barwach Feyenoordu. Jedna z jego wrzutek zapowiadała się obiecująco, lecz zabrakło centymetrów, by przyniosła realne zagrożenie.
W wielu momentach z trybun słychać było narastające zniecierpliwienie i rozczarowanie. Feyenoord długo nie potrafił sforsować zwartej, zorganizowanej szkockiej obrony. Drużyna prezentowała się chaotycznie, traciła piłki w prostych sytuacjach, a jej gra pozbawiona była energii i przekonania. Oczekiwane przez kibiców odrodzenie po meczu z NEC na własnym stadionie znów nie nastąpiło.
Komentarze (0)