Martijn Krabbendam nie kryje zdumienia sposobem, w jaki Robin van Persie podszedł do meczu Ligi Europy przeciwko Bradze. Szkoleniowiec Feyenoordu dokonał aż siedmiu zmian w podstawowym składzie, a rotacje zakończyły się bolesną porażką w Portugalii.
– Jeśli wymieniasz siedmiu piłkarzy, to nie możesz być zaskoczony, że drużyna wygląda tak, jak wyglądała wczoraj – mówi Krabbendam w rozmowie z Voetbal International. – Szczerze mówiąc, nie rozumiem tej decyzji. To Feyenoord, a nie Liverpool. Widziałem Anglików przeciwko Southampton – oni też rotują, ale różnica polega na tym, że mają zupełnie inny potencjał. Slot w Feyenoordzie praktycznie nigdy tego nie robił, a jeśli już, to wprowadzał zawodników pokroju napastnika wartego 125 milionów euro czy włoskiego reprezentanta. To piłkarze o nieporównywalnej jakości. Mimo to nawet u nich gra w tak eksperymentalnym składzie bywa chaotyczna. A jeśli taki manewr podejmujesz w Feyenoordzie, na poziomie o stopień niższym, to efekt jest jeszcze bardziej opłakany – podkreśla.
Zdaniem Krabbendama, Van Persie powinien był postawić na najmocniejszą jedenastkę. – Można było to rozegrać inaczej. Wystawić podstawowy skład, zbudować przewagę jeszcze przed przerwą – tak, jak w spotkaniu z AZ – a dopiero później dawać piłkarzom odpoczynek. Wtedy efekt byłby zupełnie inny. W tej sytuacji wyglądało to fatalnie – ocenia ekspert.
Marco Timmer z kolei broni piłkarzy, wskazując, że odpowiedzialność spada przede wszystkim na trenera. – To nie mówi nic złego o drużynie, to w całości decyzja szkoleniowca. René Hake to trener, który doskonale wie, jak budować strukturę i stabilność w zespole – pytanie, jaki miał wpływ na to, co widzieliśmy? To była decyzja młodego, niedoświadczonego szkoleniowca. A nie mówimy przecież o zawodnikach, którzy rozegrali już trzydzieści meczów w sezonie i muszą odpocząć. Mamy króla strzelców z pięcioma golami, który zostaje w domu, bo jest „zmęczony”? To absurd – komentuje Timmer.
Jako przykład przywołał sytuację z Premier League. – Byłem w zeszłym roku na meczu Arsenal – PSV. Padło pytanie do Artety, czy nie powinien oszczędzać Saki. A on odpowiedział: „Nie, ja chcę, żeby moi zawodnicy pukali do drzwi i prosili o możliwość rozegrania sześćdziesięciu meczów w roku. Muszą sami zadbać o to, by być gotowi”. I miał rację. Co złego byłoby w tym, żeby Ueda zagrał od początku i został zmieniony po godzinie? To, co zrobił Van Persie, to brak szacunku wobec kibiców i wobec samej Ligi Europy. On tego meczu nie potraktował poważnie – dodaje.
Krabbendam zauważa też, że rezerwowi znaleźli się w wyjątkowo trudnym położeniu. – Nie można ich całkowicie obwiniać. Borges, Tengstedt i Diarra rzeczywiście zagrali dramatycznie, ale jeśli trener mówi: „To wasza szansa”, to piłkarze wchodzą na murawę z innym nastawieniem. Myślą: „Cały czas siedzę na ławce, teraz muszę się wykazać. Jeśli zawiodę, znowu wypadnę z kadry na miesiąc”. To ogromna presja. Borges miał szczególnie ciężko – to kosztowny transfer, do tego ostatnio przeżył śmierć babci. A jednocześnie widzi, że Sliti i Slory dostają swoje minuty. Nic dziwnego, że wchodzi na boisko z głową pełną wątpliwości. Starał się pokazać, robił setki zwodów i trików, by tylko udowodnić: „Też potrafię grać w piłkę”. Efekt? Katastrofalny. Cały wieczór był stracony – ocenia dziennikarz.
Pod ostrzałem znalazł się też sposób wprowadzania nowych nabytków do drużyny. – Tacy zawodnicy powinni grać w zestawieniu, które już ze sobą funkcjonuje. Borges w otoczeniu dobrych partnerów wyglądałby zupełnie inaczej – uważa Krabbendam.
Timmer dodaje jeszcze ostrzej: – To kompletnie niezrozumiałe, po prostu głupie! To poziom decyzji pasujący do upartego, początkującego trenera. Trener to zawód, w którym doświadczenie odgrywa kluczową rolę. Błędy, które popełnia Van Persie dziś, za kilka lat już by się nie zdarzyły. Nie odbierałby wtedy opaski najlepszemu zawodnikowi, nie robiłby z dryblera wicekapitana, nie rotowałby bramkarzami w dziwnych momentach, nie próbowałby romantycznych rozwiązań przy wyniku 1:9. To są błędy debiutanta. Rzecz w tym, że takie błędy popełnia się w klubach typu Excelsior czy RKC, a nie w Feyenoordzie. To nie jest plac zabaw, to jeden z największych klubów w Holandii – a pod względem liczby kibiców największy. I oni nie pozwolą się lekceważyć – podsumowuje ekspert.
Komentarze (0)