Po 27 latach pracy jako spiker stadionowy Peter Houtman pożegnał się z tą rolą po zakończeniu minionego sezonu. W nowym numerze Feyenoord Magazine, który w tym tygodniu trafi do wszystkich członków Het Legioen, były napastnik opowiada w obszernym wywiadzie pożegnalnym o swojej wyjątkowej przygodzie z klubem.
Towarzyszy mu jego żona Rina, z którą dzieli wspomnienia i emocje związane z tym rozdziałem życia. – Zawsze starałem się stworzyć na stadionie jak najbardziej przyjazną atmosferę, tak aby ludzie czuli się jak w domu – mówi Houtman, odnosząc się do ogromnej liczby wiadomości, jakie otrzymał od kibiców.
– Czasami wystarczyło jedno słowo, innym razem piosenka. Uwielbiałem to robić. Gdy czułem, że nadszedł moment na „la-la-la”, po prostu zaczynałem – i kibice zawsze dołączali.
Liczba reakcji, jakie otrzymał po ogłoszeniu zakończenia swojej pracy, przeszła jego najśmielsze oczekiwania.
– Tych wiadomości było po prostu za dużo, nie dało się tego ogarnąć. Nadchodziły z całego kraju. Wiele z nich z Groningen, bo tam też grałem, ale też, co ciekawe, z Amsterdamu. W pewnym momencie musieliśmy odłożyć telefon, to było przytłaczające.
- Najmłodszy syn zajmuje się moim profilem na Facebooku – jego telefon dosłownie wariował. Wiadomości cały czas napływały. Co mnie szczególnie uderzyło? Nie było wśród nich żadnych negatywnych. Same serdeczne, pełne współczucia słowa. Wiele z nich było naprawdę wzruszających, pisanych prosto z serca.
Kibice Feyenoordu będą teraz musieli obejść się bez słynnego „doei-doei”, które Houtman wypowiadał po każdym meczu.
– Wiele osób myśli, że to był jakiś zaplanowany, przemyślany zabieg, ale to nieprawda. To po prostu przychodziło mi naturalnie. Tak mówiłem zawsze w domu. Z czasem to się przyjęło w De Kuip – nagle cały stadion zaczął powtarzać za mną. Teraz, gdziekolwiek się nie pojawię, ludzie witają mnie słowami: „doei-doei”.
Ostatni mecz
Jak wspomina swoje ostatnie domowe występy jako głos stadionu?
– Gdyby nie choroba, z przyjemnością kontynuowałbym tę pracę. Ale dziś czuję, że moim obowiązkiem wobec Riny i naszych synów jest spędzić z nimi jak najwięcej czasu. Chcę jeszcze cieszyć się życiem, dopóki to możliwe. Ostatnio wybraliśmy się wspólnie w rejs do Hiszpanii – to było cudowne. Ale to oznacza również, że zamykam ważny rozdział. Feyenoord to nie tylko mój klub. To część mnie, integralna część mojego życia.
Komentarze (0)