David Hancko w wywiadzie podsumował swój niezwykle udany okres w Feyenoordzie oraz opowiedział o obecnych celach w Atlético Madryt. Słowacki obrońca, który tego lata opuścił Rotterdam, podkreśla, jak wyjątkowy był dla niego czas spędzony w barwach „Klubu znad Mozy”.
– Od mojego debiutu w pierwszym składzie rozegrałem ponad sto meczów z rzędu – wspomina Hancko w rozmowie z Flashscore. – Seria skończyła się dopiero około mojego 120. występu, kiedy po raz pierwszy usiadłem na ławce rezerwowych, w spotkaniu pucharowym przeciwko drużynie z trzeciej ligi. W tym czasie zdobyliśmy mistrzostwo Holandii, Puchar Holandii oraz Superpuchar – osiągnięcia, o których przed przyjściem do klubu nawet nie marzyłem.
Słowak podkreśla, że w Feyenoordzie panowała niezwykła więź między wszystkimi pracownikami.
– Ten klub naprawdę jest jak rodzina. Nie tylko przez sukcesy, ale przede wszystkim dzięki ludziom – od piłkarzy, przez fizjoterapeutów, po sztab trenerski. Każdego dnia budziłem się z radością na myśl o treningu. Dlatego razem z żoną wiemy, że nawet po zakończeniu mojej kariery będziemy co roku wracać do Rotterdamu, aby pokazać to miejsce naszym dzieciom i odwiedzić przyjaciół, których tam poznaliśmy.
Hancko przyznaje, że szczególnie brakuje mu De Kuip. – Gdy zobaczyłem pierwszy mecz eliminacji z Fenerbahçe i usłyszałem ponownie doping kibiców, uświadomiłem sobie, że już nigdy nie będę miał tego na co dzień. To uczucie jest nie do podrobienia. Teraz jednak skupiam się na przyszłości i wierzę, że uda mi się tak zadomowić w Madrycie, aby spędzić tu tyle samo sezonów, co w Sparcie Praga i w Feyenoordzie.
Nie Arabia Saudyjska, lecz Hiszpania
Choć przez długi czas wydawało się, że Hancko trafi do Arabii Saudyjskiej, ostatecznie wybrał Atlético Madryt.
– Po rozmowach z rodziną, agentami i bliskimi doszliśmy do wniosku, że musimy przyjąć ofertę Al Nassr, bo nie było czasu na dalsze czekanie. W ostatnich dniach zaczęły jednak pojawiać się wątpliwości, czy to na pewno dobra decyzja. Chciałem zostać w Europie, ale brakowało konkretnych propozycji. Wszystko było już ustalone między klubami, a także między nami. Dołączyłem nawet do obozu przygotowawczego i wtedy się zaczęło.
- Czułem się dziwnie. Rozmawiali głównie z moim agentem, nie chcieli, żebym stawiał się osobiście. Wtedy poczułem, że to zmierza w złą stronę.
Jak dodaje były obrońca Feyenoordu, sytuacja wkrótce uległa zwrotowi.
– Coraz częściej słyszeliśmy wymówki z ich strony. Mój agent miał już jednak dobry kontakt z dyrektorem sportowym Atlético. Powiedzieliśmy im, że jeśli uda się dojść do porozumienia z Feyenoordem, to jesteśmy gotowi w każdej chwili wsiąść w samolot. To wywołało reakcję – w ciągu półtora dnia wszystko było dograne. Atlético naprawdę chciało mnie pozyskać i zrobiło dokładnie to, na co liczyliśmy – niezależnie od tego, czy chodziło o zimowe okienko, czy letnie.
Komentarze (0)