Quilindschy Hartman już wkrótce oficjalnie zostanie zawodnikiem Burnley. Lewy obrońca opuszcza Feyenoord po dwunastu latach spędzonych w Rotterdamie-Zuid, z czego przez trzy sezony reprezentował barwy pierwszego zespołu. W obszernym wywiadzie tłumaczy, dlaczego zdecydował się właśnie na ten klub z Anglii – mimo zainteresowania ze strony ekip uchodzących za większe marki.
– Rozmawiałem z kilkoma klubami, również z Premier League, które na papierze mogą wydawać się większe – mówi 23-letni obrońca w rozmowie z ESPN. – Ostatecznie jednak to Burnley wykazało się największym zaangażowaniem. Ich oferta była najbardziej konkretna i przekonująca. Dla mnie to najważniejsze – i dlatego naprawdę cieszę się, że mogę do nich dołączyć.
Jednym z kluczowych argumentów była postawa trenera Burnley, który – jak wspomina Hartman – od razu dał mu poczucie zaufania i wiary w jego umiejętności.
– Miałem z nimi rozmowę wideo, od razu z trenerem. Powiedział mi wprost: „Mogę ci zagwarantować minuty w Premier League. Chcę cię u siebie, widziałem wiele twoich meczów i uważam, że to dla ciebie idealny krok.” Od razu poczułem coś wyjątkowego. Widziałem, że naprawdę mnie zna – nawet z okresu po kontuzji. Analizował moje sprinty, moje dane fizyczne – był na bieżąco ze wszystkim. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Czułem, że to nie tylko transfer, ale coś więcej. To kwestia zaufania i intuicji.
Hartman przyznaje, że gdyby nie kontuzja, być może już wcześniej opuściłby Feyenoord.
– W zeszłym roku przejście do Burnley raczej nie wchodziło w grę. Teraz jednak klub widzi we mnie zawodnika, który może potraktować Burnley jako trampolinę – krok w kierunku jeszcze wyższych celów. I mam poczucie, że to może być świetne rozwiązanie dla obu stron.
Pożegnanie z Feyenoordem
Obrońca doskonale zdaje sobie sprawę, że jego decyzja o odejściu może wzbudzać kontrowersje, jednak podkreśla, że dokładnie rozważył wszystkie za i przeciw.
– Selekcjoner (Ronald Koeman, red.) doradził mi, bym został – i rozumiem jego punkt widzenia. To logiczne. Ale zadałem sobie pytanie: co już osiągnąłem w Feyenoordzie i co jeszcze mogę osiągnąć? Doszedłem do wniosku, że nawet jeśli zostanę i wszystko pójdzie idealnie, to i tak znajdę się w miejscu, w którym już byłem. Nie miałem poczucia, że muszę coś jeszcze udowadniać. Nie czułem, że muszę zostać tylko po to, by jeszcze raz pokazać, że jestem najlepszym lewym obrońcą w klubie.
– Kiedy jesteś szczery wobec siebie i zdajesz sobie sprawę, że możliwość pokazania się w Premier League znaczy dla ciebie więcej niż kolejny udany sezon w Eredivisie – który już masz na koncie – to wiesz, że czas na kolejny krok. To nie była łatwa decyzja, bo po tylu latach żegnam się z klubem, który dał mi bardzo wiele. Mam z nim emocjonalną więź. Ale to była decyzja, którą musiałem podjąć.
O końcówce pobytu w Rotterdamie
Hartman nie ukrywa, że końcówka jego przygody w Feyenoordzie była dla niego trudna. Szczególnie bolesna była ograniczona liczba minut, które otrzymywał od sztabu trenerskiego.
– To temat, o którym mówi się niełatwo. Zabolało mnie to, bo liczyłem na więcej gry – i, szczerze mówiąc, tego też się spodziewałem. Mam też wrażenie, że rozmowy o mojej przyszłości miały wpływ na decyzje dotyczące mojego czasu gry. Kiedy trener wyczuwa, że możesz odejść, to – niestety – może mieć to swoje konsekwencje.
Jedno jest jednak pewne: Hartman nigdy nie planował odejść z klubu za darmo.
– Nigdy nie miałem zamiaru poczekać na wygaśnięcie kontraktu i odejść za darmo. To nie mój styl. Zawdzięczam Feyenoordowi naprawdę wiele – wszystko, co mam w tej chwili, zawdzięczam temu klubowi. Jeżeli klub dostaje za zawodnika, który przez kilka miesięcy prawie nie grał, kwotę rzędu dziesięciu–dwunastu milionów euro, to uważam, że to dobra transakcja. Były czasy, gdy każdy na De Kuip cieszyłby się z takiego transferu – a dziś niektórzy uznają tę kwotę za niewystarczającą. Ja uważam, że to uczciwy układ – zarówno dla mnie, jak i dla Feyenoordu. I to też było dla mnie bardzo ważne.
Komentarze (0)