Quilindschy Hartman nie opuszczał Feyenoordu z poczuciem spełnienia. Lewy obrońca, który ma już za sobą dwa występy w Premier League w barwach Burnley, przyznał, że w ostatnich miesiącach pobytu w Rotterdamie jego relacje z trenerem Robinem van Persiem uległy znacznemu pogorszeniu.
– Mówię o tym całkowicie szczerze – wyznał w rozmowie z Algemeen Dagblad. – Przez ostatnie dwa miesiące w Feyenoordzie miałem fatalne samopoczucie. Codziennie przychodziłem do klubu z poczuciem frustracji. Nie miało to nic wspólnego z kibicami – od nich wciąż dostaję mnóstwo ciepłych wiadomości – ale wynikało z problemów w relacjach z trenerem. Myślę, że wszyscy dookoła mogli to w jakimś stopniu zauważyć.
Hartman uważa, że źródłem napięcia była jego decyzja, by nie przedłużać kontraktu w tamtym momencie. – Trener nigdy nie powiedział tego wprost, ale czułem, że to ma z tym związek – tłumaczy. – Podczas jednej z rozmów usłyszałem: „Chcemy, żebyś został. Naprawdę zależy mi na tym, byś tu grał, jesteś dla mnie ważnym zawodnikiem”. Odpowiedziałem, że po ciężkiej kontuzji potrzebuję jeszcze trochę czasu do namysłu i że na razie cieszę się samym powrotem do gry.
Według obrońcy właśnie od tego momentu ich relacje zaczęły się ochładzać. – W kolejnych tygodniach, gdy nadal nie chciałem złożyć podpisu, miałem wrażenie, że patrzy na mnie zupełnie inaczej – przyznał Hartman. – Podobną sytuację można teraz zaobserwować w przypadku Quintena Timbera, któremu odebrano opaskę kapitańską. To dla mnie przykre, bo przez piętnaście lat w Feyenoordzie nie miałem problemów z nikim, a konflikt pojawił się akurat z trenerem, który przecież jest tak ważną osobą w klubie.
Sytuacja mocno odbiła się na wychowanku Feyenoordu. – Nie mogłem z nikim o tym porozmawiać, więc każdy sam snuł domysły. To było dla mnie najtrudniejsze.
Komentarze (0)