Gdy Dido Havenaar w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych bronił bramki japońskich klubów takich jak Júbilo Iwata czy Nagoya Grampus Eight, Ayase Ueda nie przyszedł jeszcze na świat. Mimo to napastnik Feyenoordu rozpoznał byłego bramkarza od razu, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Ich rozmowa przebiegła w sposób typowo japoński – pełen szacunku i uprzejmości.
- Ueda ukłonił się przede mną, tak jak robią to Japończycy. I do dziś, kiedy mijamy się przy okazji meczu czy wizyty w klubie, wciąż to powtarza - opowiada Havenaar w rozmowie z NU.nl. 68-letni obecnie były piłkarz rozpoczynał karierę w ADO Den Haag, lecz blisko trzy dekady spędził w Japonii, gdzie stał się dobrze rozpoznawalną postacią w środowisku piłkarskim. Dodatkowo jest ojcem Mike’a Havenaara — napastnika, który w sezonie 2015/2016 strzelił dla ADO Den Haag szesnaście bramek, pozostając do dziś najskuteczniejszym japońskim zawodnikiem w jednym sezonie Eredivisie. - Ale Ueda ten rekord pobije. W tym sezonie to właściwie nieuniknione. I bardzo dobrze - ja mu tego życzę. Mike zresztą też - dodaje Havenaar.
Relacja między rodziną Havenaar a napastnikiem Feyenoordu jest jeszcze bliższa dzięki córce Dido. Dorastała ona w Japonii, a dziś mieszka w Holandii i pełni funkcję tłumaczki Uedy. - Moja córka mówi po japońsku perfekcyjnie i to ma ogromne znaczenie. Wielu Japończyków dość dobrze rozumie angielski, ale mówienie to zupełnie inna kwestia. Oni chcą być perfekcyjni — boją się błędów, dlatego rzadko udzielają wywiadów czy występują publicznie - wyjaśnia były bramkarz.
Początki Uedy w Rotterdamie nie były łatwe. Zmagał się z kontuzjami, a pozycja w składzie należała do Santiago Giméneza, co często oznaczało miejsce na ławce rezerwowych. - Ueda nie jest typem zawodnika, który idzie do trenera i mówi: muszę grać. On woli obserwować. Siedząc na ławce, analizował każdy ruch Giméneza, uczył się z jego zachowań, zapisywał sobie rzeczy na kartce. Wszystko po to, by zrobić kolejny krok. By być gotowym, gdy nadejdzie moment.
Havenaar podkreśla również, jak ważne jest dla japońskich piłkarzy, by za granicą mieli choć część „swojego świata”. - Najlepiej, gdy w drużynie jest ich dwóch albo trzech. Wtedy mogą rozmawiać w ojczystym języku, dzielić się emocjami, wspierać się nawzajem. Spójrz na NEC — mają trzech Japończyków i to działa świetnie. Ueda teraz też rozkwita, tym bardziej że ma obok siebie Watanabe.
Po zdobyciu jedenastu bramek w dziewięciu meczach, przed Uedą stoi pierwsza naprawdę duża próba tego sezonu - niedzielne starcie z PSV na De Kuip. - Kilka miesięcy temu, kiedy przyjmował piłkę, ta czasem odskakiwała mu o kilka metrów. Teraz wygląda to tak, jakby miał gumę do żucia na podeszwie - kontrola jest perfekcyjna. I to się nie zmieni nawet przeciwko PSV. Mam nadzieję, że zdobędzie gola również w tak dużym meczu.
Napastnik Feyenoordu imponuje formą także w reprezentacji Japonii. W tym miesiącu zdobył zwycięskiego gola w meczu z Brazylią, wygranego 3:2. - To trafienie wywołało w Japonii ogromne poruszenie - mówi japoński dziennikarz piłkarski Toru Nakata. - A potem przyszła jeszcze jego hattrickowa eksplozja przeciwko Heraclesowi - znów temat numer jeden. Od dawna powtarzałem, że Ueda to zawodnik z absolutnej czołówki. Ale niewielu wtedy chciało mi wierzyć. Kibice Feyenoordu patrzyli na niego z dystansem.
Komentarze (0)