Feyenoord pozostaje liderem Eredivisie również po dziewiątej kolejce rozgrywek. Wizyta w Almelo okazała się dla drużyny Robina van Persiego czystą formalnością – Heracles nie miał żadnych argumentów, by przeciwstawić się rozpędzonemu zespołowi przyjezdnych, a spotkanie zakończyło się pogromem 0:7. Bohaterem meczu został Ayase Ueda, który popisał się efektownym hat-trickiem.
Już przed pierwszym gwizdkiem trener Van Persie otrzymał niepokojące wieści: Tsuyoshi Watanabe nie był zdolny do gry, w związku z czym jego miejsce w wyjściowym składzie zajął Gijs Smal. Dla szkoleniowca Feyenoordu był to kłopot, bo wymusiło to przetasowania w defensywie. Odpoczynek miał bowiem otrzymać Jordan Bos, lecz sytuacja kadrowa zmusiła go do gry od pierwszej minuty.
Mecz rozpoczął się od nieśmiałych prób gospodarzy. Heracles chciał zaatakować za sprawą Engelsa i Wieckhoffa, lecz ich wysiłki nie przyniosły żadnego efektu. Feyenoord szybko przejął kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Już w ósmej minucie Ueda wykorzystał fatalny błąd w rozegraniu Heraclesa i precyzyjnym strzałem przy słupku otworzył wynik spotkania – 0:1.
W kolejnych minutach wyróżniał się Hadj Moussa, który najpierw zmarnował kilka dogodnych sytuacji, ale nie przestawał naciskać na rywali. Jego determinacja została nagrodzona w 28. minucie, gdy oddał pozornie niegroźny strzał, z którym jednak kompletnie nie poradził sobie bramkarz Jansink, wpuszczając piłkę do własnej siatki – 0:2.
Zaledwie pięć minut później Feyenoord podwyższył prowadzenie. Ponownie kluczową rolę odegrał Moussa, który po znakomitej indywidualnej akcji z prawego skrzydła obsłużył Uedę idealnym podaniem. Japończyk bez problemu zdobył swoją drugą bramkę tego popołudnia. Na tym jednak nie poprzestał – w 38. minucie, po zamieszaniu w polu karnym po rzucie rożnym, dopadł do bezpańskiej piłki i mocnym uderzeniem skompletował hat-tricka. Co więcej, jego trzecie trafienie było jubileuszowym – 5000 golem Feyenoordu w historii występów Eredivisie.
Do przerwy wynik 0:4 mówił wszystko. Heracles był całkowicie bezradny, a na trybunach panowała cisza. Dla Van Persiego była to wymarzona sytuacja – przy tak wysokim prowadzeniu mógł pozwolić sobie na zmiany i dać odpocząć kilku kluczowym zawodnikom po wymagającym okresie reprezentacyjnym. Na boisku pojawili się Cyle Larin i Jan Plug, którzy zastąpili odpowiednio Bosa i Uedę.
W przerwie trener Heraclesa, Bas Sibum, z pewnością apelował do swoich zawodników o większą koncentrację i szczelniejszą grę w obronie, jednak efekt był mizerny. Już po trzech minutach drugiej połowy Larin umieścił piłkę w siatce, choć gol nie został uznany z powodu spalonego. „Feyenoord nawet nie musi naciskać na pedał gazu – bramki i tak wpadają same” – komentował z rozbrajającą trafnością sprawozdawca spotkania.
W 57. minucie padł piąty gol dla gości. Lotomba posłał piłkę w pole karne, dwóch obrońców Heraclesa nieporadnie przepuściło ją pod nogami, a Sem Steijn z bliska wpakował ją do siatki.
Katastrofalny występ gospodarzy nie miał końca. Heracles wyglądał na drużynę całkowicie pozbawioną pomysłu i energii, podczas gdy Feyenoord bezlitośnie wykorzystywał każdą lukę w ich obronie. W końcówce meczu swoje bramki dołożyli jeszcze Hadj Moussa i Gonçalo Borges, ustalając wynik na 0:7.
Komentarze (0)