Salomon Kalou w niedzielę ponownie pojawi się w Rotterdamie, by wziąć udział w meczu charytatywnym. Dla byłego napastnika to szczególna okazja, by wrócić do klubu, w którym rozpoczęła się jego wielka kariera. Dziś Iworyjczyk prowadzi jednak zupełnie inne życie – zajmuje się sprzedażą czekolady. W rozmowie z Algemeen Dagblad wspomina jednak z sentymentem lata spędzone w Feyenoordzie.
- Nie mogę się tego doczekać. Nie widziałem Dirka Kuyta od bardzo dawna, więc to spotkanie będzie naprawdę wyjątkowe – mówi Kalou. - Ludzie doskonale wiedzą, że Rotterdam zawsze miał szczególne miejsce w moim sercu. Nigdy nie zapomnę tego miasta. Wciąż czuję się w świetnej formie. Słyszałem, że nasz trener Bert van Marwijk uważa, iż rozegranie pełnych dziewięćdziesięciu minut może być trudne dla niektórych zawodników, ale ja mogę spokojnie grać przynajmniej przez 75 minut – śmieje się były skrzydłowy.
Kalou podkreśla, że bez okresu spędzonego w Rotterdamie jego kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej. - Najpierw była przygoda w Excelsiorze, gdzie mogłem się zaaklimatyzować w Holandii. A później Feyenoord – i słynne K2, czyli duet Kuyt i Kalou. To właśnie w Rotterdamie naprawdę się rozwinąłem. Po odejściu z klubu zagrałem jeszcze tylko raz na De Kuip – podczas pożegnalnego meczu Dirka Kuyta w 2018 roku. To było piękne doświadczenie.
Jego ostatni oficjalny występ na stadionie Feyenoordu miał miejsce dwanaście lat wcześniej. - To był mecz z FC Twente w 2006 roku. Nasze ostatnie domowe spotkanie tamtego sezonu. Potem czekały nas jeszcze wyjazdy do Heerenveen i PSV. To była też ostatnia okazja, by zagrać razem z Dirkiem Kuytem w ataku na De Kuip. Tamtego popołudnia czuć było, że dzieje się coś wyjątkowego.
Efekt Mourinho
Kalou doskonale pamięta, że tamtego dnia na trybunach zasiadł szczególny gość – José Mourinho. - W tamtym okresie dla Mourinho pracował André Villas-Boas, który zajmował się skautingiem. Zobaczył mnie wcześniej w meczu z Ajaksem i przekazał Mourinho, że Feyenoord ma zawodnika idealnego dla Chelsea.
Iworyjczyk przyznaje, że w tamtym momencie w ogóle nie spodziewał się oferty z Anglii. - Myślałem raczej o Hiszpanii. Od dłuższego czasu interesowały się mną Barcelona, Atlético Madryt i Valencia – zdradza. - A jednak Mourinho przyleciał do Rotterdamu na mecz z Twente. Dzień po spotkaniu zadzwonił do mnie osobiście. Strzeliłem wtedy dwa gole i zaliczyłem dwie asysty, więc poszło naprawdę dobrze. Gdy później spotkaliśmy się w Londynie, byłem pod wrażeniem – Mourinho wiedział o mnie dosłownie wszystko. Po tej rozmowie nie było już odwrotu. Wiedziałem, że moim następnym klubem będzie Chelsea.
Komentarze (0)