Dla sympatyków Feyenoordu derby z lokalnym rywalem – Spartą Rotterdam – to zazwyczaj tylko jedno z wielu spotkań w długim sezonie. Ich uwaga koncentruje się przede wszystkim na „de Klassiekerze” przeciwko Ajaksowi i na wielkich meczach w europejskich pucharach. Z perspektywy Sparty sprawa wygląda zupełnie inaczej: pojedynek z potężnym sąsiadem z południa miasta jest najważniejszym wydarzeniem roku.
W podcaście Sparta naar Voren dziennikarze Anton Slotboom i Ruud van Os dyskutowali o różnicach w odbiorze tego spotkania. Van Os przyznał otwarcie, że nie czeka na derby z entuzjazmem:
– Tak naprawdę nie przepadam za meczami Sparta – Feyenoord. To w pewnym sensie komplement dla ludzi z południa, bo oni wygrywają niemal zawsze – stwierdził. – Statystyki są bezlitosne: na własnym stadionie mamy gorszy bilans przeciwko Feyenoordowi niż przeciwko Ajaksowi czy PSV. W świadomości wielu kibiców Sparty tkwi przekonanie, że dziewięć razy na dziesięć kończy się porażką. A to po prostu odbiera radość z rywalizacji.
Slotboom skupił się z kolei na atmosferze na trybunach. Jego zdaniem przez ostatnie lata derby uległy „normalizacji”: – Jeszcze kilka lat temu było naprawdę nieprzyjemnie. Teraz sytuacja się uspokoiła. Widać co prawda kibiców Feyenoordu naprzeciwko i w niewielkich grupach obok sektora gości, ale u nas na stadionie napięcie zniknęło. To sprawia, że mecz jest łatwiejszy do zniesienia. Nie ma już walki na trybunach, co jest ogromnym plusem i świadczy o dobrej organizacji.
Mimo tego również Slotboom miał wątpliwości, czy w tym roku w ogóle kupić bilet: – Nie miałem ochoty na zbędne nerwy, ale ostatecznie człowiek i tak przychodzi. Najbardziej zniechęcało mnie poczucie, że szanse na zwycięstwo są znikome. Dysproporcja finansowa między klubami jest dziś tak ogromna, że derby coraz częściej przypominają nierówną walkę.
Różnica mentalności i DNA klubów
Van Os zwrócił też uwagę na kontrast w sposobie przeżywania meczu przez obie grupy fanów: – Kiedy w południe wchodzę na Het Kasteel, mam wrażenie, że to bardziej święto kibiców Feyenoordu niż nas, Spartan. Ich energia, śpiewy i entuzjazm dominują w otoczeniu stadionu. My, Spartanie, po prostu lubimy nasz klub i przeżywamy porażki, ale bez przesady. Tymczasem dla sympatyków Feyenoordu piłka to niemal styl życia – euforia po zwycięstwie i rozpacz po przegranej. To zupełnie inny, znacznie bardziej intensywny poziom emocji.
Slotboom powiązał tę różnicę z historią obu klubów: – Sparta wyrosła z towarzystwa zamożnych mieszczan, dla których futbol był eleganckim hobby. Feyenoord natomiast zakorzeniony jest w robotniczym południu Rotterdamu, gdzie ciężka praca była codziennością. Na boisku można było poczuć wolność i pokazać, kim się naprawdę jest. To DNA wciąż tkwi w Feyenoordzie i sprawia, że klub ma wyjątkową tożsamość.
Komentarze (0)