Symboliczny obrazek z końcówki spotkania Feyenoordu z FC Twente doskonale oddał trudne popołudnie gospodarzy na De Kuip. Przy remisie w doliczonym czasie gry jeden z chłopców do podawania piłek był gotowy do szybkiego wznowienia gry, jednak bramkarz Timon Wellenreuther celowo opóźnił ten moment, sięgając najpierw po bidon. Ten gest jasno pokazał, że Feyenoord zdawał sobie sprawę ze swojej kruchości i w tej fazie meczu był gotów zadowolić się jednym punktem.
Po końcowym gwizdku podobne odczucia mieli również eksperci. Marciano Vink z wyraźnym zdumieniem oceniał występ drużyny z Rotterdamu. – Nie sądzę, żebym kiedykolwiek widział Feyenoord w aż tak słabym wydaniu. Przecież ten sezon zaczynaliśmy w euforycznej atmosferze, zachwycając się tym, jak dobrze Feyenoord potrafił grać w piłkę. Normalnie oczekujesz, że zespół będzie się rozwijał, a tymczasem już przy pierwszej lepszej próbie widać było, jak Twente bez większego problemu przechodzi przez ich linię obrony – mówił.
Zdaniem Vinka później nie nastąpiła żadna wyraźna poprawa. – Potem pomyśleli: spróbujemy zagrać niżej. A kiedy bronisz się nisko, musisz nieustannie ze sobą rozmawiać i odpowiednio doskakiwać do rywali. Tutaj wszystko działo się połowicznie i zbyt późno. W pierwszej połowie próbowali wszystkiego i nic im nie wychodziło. Panowała ogromna beztroska i brak odpowiedzialności – ocenił były piłkarz w programie Dit was het Weekend.
Przy stole Kenneth Perez zgodził się z Vinkiem co do przyczyn niewykorzystanej przez Twente przewagi. – To Sam Lammers kosztował FC Twente te punkty. Jeżeli w pierwszej połowie, przy całej tej przestrzeni, nie potrafisz zadać decydującego ciosu, to musisz liczyć się z tym, że w drugiej połowie wydarzy się dokładnie to, co się wydarzyło. Pierwsza połowa była naprawdę zdumiewająca, ale widziałeś zespół pełen wątpliwości i pozbawiony wiary. Do tego kilku zawodników było już wyraźnie zmęczonych – stwierdził.
Później jednak Perez złagodził ton swojej wypowiedzi. – Nie dało się tego logicznie poukładać. Ale powiedziawszy to wszystko, mam ogromne uznanie dla Feyenoordu. Za to, w jaki sposób wrócili w drugiej połowie do stanu 1:1, a zwłaszcza za fragment gry w dziesiątkę, i jak potrafili ten wynik utrzymać. Za determinację, wspólne dążenie do celu i za grę w zabezpieczeniu defensywnym – podkreślał.
Vink nie podzielał jednak tej opinii. – Naprawdę tak uważasz? Przecież grając w dziesięciu, stoisz plecami pod ścianą. Wtedy wiesz, że musisz pracować ciężej niż przy jedenastu zawodnikach. Wiesz, ile sytuacji oddali rywalowi i ile rzeczy poszło kompletnie nie tak? Van Persie powiedział, że cieszył się z drugiej połowy swojego zespołu, bo była waleczna. Ale czy to nie jest absolutne minimum, którego można oczekiwać? – ripostował.
Perez pozostał przy swoim stanowisku i zwrócił uwagę na znaczenie zdobytego punktu. – Uważam, że dobrze, iż potrafili wyciągnąć punkt z takiego meczu. To ogromna różnica, jeśli chodzi o narrację wokół trenera. Przepiękna bramka, Anel Ahmedhodžić, który po raz pierwszy zagrywa piłkę do właściwego koloru, potem taka prostopadła piłka, a Gonçalo Borges, który i tak rozegrał niezłe spotkanie, wykańcza akcję w znakomitym stylu. Gdyby przegrali także ten mecz, krytyka byłaby masowa. Wtedy kierownictwo klubu, choć byłoby to absurdalne, musiałoby zareagować – tłumaczył.
Na koniec Perez spróbował spojrzeć na sytuację z szerszej perspektywy. – Trzeba też pamiętać, że z Robinem van Persiem byli współliderem tabeli. To była przecież pierwsza połowa sezonu. Ostatnia faza była dramatyczna, ale mimo wszystko jesteś drugi w lidze. Mniej więcej na tym poziomie Feyenoord powinien się znajdować. Teraz grają naprawdę bardzo słabo. Jest trener, który sam nie do końca wie, co robić – i to, do pewnego stopnia, jestem w stanie zrozumieć – podsumował.
Komentarze (0)