Cyle Larin nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy oficjalny występ w europejskich pucharach w barwach Feyenoordu. Kanadyjski napastnik wybiegł w czwartek wieczorem na murawę pełen ambicji i nadziei, jednak po ostatnim gwizdku pozostało mu jedynie poczucie niedosytu. Feyenoord wraca do domu bez punktów, a sam Larin zmarnował najlepszą okazję do otwarcia wyniku – uderzając w słupek na chwilę przed tym, jak rywale zdobyli decydującą bramkę.
- Dla napastnika najważniejsze są gole, a dziś mi ich zabrakło. Szkoda, bo naprawdę liczyłem, że uda mi się pomóc drużynie – mówił po meczu w rozmowie z RTV Rijnmond. - Patrząc na przebieg spotkania, powinniśmy wywalczyć przynajmniej remis. Jasne, debiut w takim klubie i na tej scenie to zawsze coś wyjątkowego, ale satysfakcję daje tylko wtedy, gdy drużyna osiąga dobry rezultat. Niestety, tego dziś zabrakło.
Według Larina kluczowym problemem Feyenoordu była zbyt niska intensywność gry i brak konsekwencji w decydujących momentach. - W spotkaniach tej rangi trzeba być maksymalnie skoncentrowanym. Rywale potrzebowali jednej sytuacji, żeby nas ukarać. My natomiast musimy odważniej narzucać swój styl i przejmować inicjatywę, bo mamy zawodników i jakość, które na to pozwalają. Kibice zawsze nas wspierają, zarówno na stadionie, jak i poza nim. Naszym obowiązkiem jest odwdzięczyć się im postawą na boisku.
Mimo nieudanego początku Kanadyjczyk nie zamierza spuszczać głowy. Jak podkreśla, pierwsze tygodnie w Rotterdamie utwierdzają go w przekonaniu, że dokonał właściwego wyboru. - Od pierwszego dnia czuję ogromne wsparcie – od sztabu, kolegów z drużyny, a także od ludzi w mieście. Dzięki temu łatwiej mi się zaaklimatyzować. Teraz najważniejsze, żebym pracował nad formą, łapał rytm meczowy i jak najszybciej zaczął zdobywać bramki. To proces, który wymaga cierpliwości: dzień po dniu, krok po kroku. Dziś czułem się fizycznie lepiej niż tydzień temu i na tym chcę dalej budować.
Komentarze (0)