Dziś wieczorem dojdzie do spotkania Feyenoordu z Celtikiem. Na trybunach zabraknie jednak jednego z najbardziej ikonicznych nazwisk obu klubów – Henrika Larssona. Szwedzki napastnik, odkryty niegdyś w Rotterdamie przez Wima Jansena i przekształcony w Glasgow w absolutną legendę, będzie śledził ten mecz z rodzinnej Szwecji. Mimo fizycznej nieobecności, Larsson mówi o Feyenoordzie i Celticu z prawdziwą serdecznością, humorem oraz głęboką wdzięcznością. Nie szczędzi też ciepłych słów swojemu dawnemu trenerowi, Martinowi O’Neillowi.
Larsson nie mógł przyjąć zaproszenia od Feyenoordu i Celticu ze względu na obowiązki rodzinne. Jednak w rozmowie z De Telegraaf jego głos natychmiast nabiera energii, kiedy temat schodzi na kluby, które ukształtowały jego karierę. Jadąc zimową szwedzką drogą, śmieje się, gdy przywoływane są nazwiska dawnych boiskowych wojowników. Zapytany o temperament byłego kapitana Celticu, Scotta Browna – który podczas Legends Match w Rotterdamie otrzymał od Basa Nijhuisa czerwoną kartkę – Larsson rzuca z rozbawieniem: – Haha, znam Scotta, on nawet w towarzyskim meczu nie potrafi inaczej, zawsze gra z pełną pasją.
Celtic poprowadzi dziś trener dobrze znany Larssonowi – tymczasowy szkoleniowiec Martin O’Neill. To właśnie pod jego wodzą Szwed przeżył najbardziej produktywny okres w swojej karierze. Larsson wspomina:
– Wim Jansen ściągnął mnie do Celticu, kiedy był tam trenerem. Zdobyliśmy mistrzostwo i to był piękny czas. Ale to z O’Neillem wygrałem najwięcej trofeów… To przy nim przeżyłem najwspanialsze lata swojej kariery, dlatego mam o nim tyle znakomitych wspomnień.
Jednocześnie podkreśla, że z perspektywy boiska ich relacja wyglądała inaczej: – Szczerze mówiąc, kiedy jeszcze grałem, nie miałem z nim takiej relacji jak teraz… O’Neill jest niesamowicie wymagającym trenerem, a jeśli nie robisz dokładnie tego, czego od ciebie oczekuje, potrafi być bardzo ostry. Dopiero dziś w pełni rozumiem, o co mu chodziło.
Larsson dokładnie pamięta, jaką piłkę preferował O’Neill i co wniósł do drużyny: – O’Neill uwielbia bezpośredni, ofensywny styl gry, a ja sam bardzo go cenię… Udało mu się stworzyć idealną mieszankę różnych elementów.
Za czasów O’Neilla Celtic potrafił pokazać siłę także w Europie. W 2003 roku klub dotarł do finału Pucharu UEFA, gdzie zmierzył się z FC Porto. Larsson strzelił w tym meczu dwa gole, lecz mimo jego wysiłków Celtic musiał uznać wyższość rywala. Szwed nie owija w bawełnę, wspominając tamten wieczór po 20 latach: – To było po prostu do dupy.
Ponad 180 bramek zdobytych w barwach Celticu sprawiło, że Larsson stał się tam żywą legendą. Sam wspomina: – Mam niezwykłą więź z kibicami… Ludzie nie zapominają o tym, co dałem drużynie przez siedem lat.
Mimo że w Glasgow osiągnął status ikony, to jego relacja z Feyenoordem nigdy się nie urwała. To właśnie w Rotterdamie rozpoczęła się jego wielka europejska przygoda. Pod okiem Wima Jansena przeobraził się w napastnika, który później zachwycił całą Europę. Szwed z sentymentem dodaje: – Wciąż jestem związany z klubem, zwłaszcza dzięki Janowi Mastenbroekowi. Jan odegrał w moim życiu bardzo ważną rolę.
Komentarze (0)