Sjoerd Mossou był zachwycony atmosferą panującą na De Kuip podczas meczu z Olympique Marsylia. Rotterdamczycy wygrali mecz u siebie 3-2.
- Klub nocny pod gołym niebem, napisała o De Kuip jedna z francuskich gazet, ale nawet to nie oddawało w pełni skali tego, co się działo. W czwartkowy wieczór, podczas meczu z Olympique Marsylia, stadion był kościołem, mrocznym klubem nocnym, halą bokserską, sektą i salą imprez. Krótko mówiąc, piekło i niebo w jednym. Masywne latarnie, ciepłe dźwięki Lee Towersa, zapach bitterballen (holenderska przekąska na bazie mięsa, red.) w budynku Maas: wszystko to jest raczej romantyczne i staroświeckie, a nie surowe czy onieśmielające - napisał Mossou w gazecie Algemeen Dagblad.
Ale to nie jedyne oblicze stadionu. - De Kuip zamienia się też w dzikie morze ludzi, w którym w dolnych rzędach słychać zaciskające się pięści. Znam ludzi z Amsterdamu, Almelo i Hilversum, którzy szczerze myślą, że Rotterdam-Południe to jakaś strefa wojny, gdzie w każdej chwili możesz zostać zlinczowany przez żądny krwi tłum.
Podoba mu się stary stadion. - Ale ci, którzy byli na stadionie w czwartkowy wieczór, w ten niezapomniany europejski wieczór, na pewno zastanawiali się przez chwilę, dlaczego tak długo trwało podjęcie decyzji o pozostawieniu tego pomnika raz na zawsze. Wystarczyło w czwartek na chwilę rozejrzeć się wokół siebie z otwartymi ustami, by zrozumieć, co De Kuip znaczy dla tak wielu ludzi. Po prostu wszystko.
Komentarze (0)