Feyenoord zakończył swoją przygodę w eliminacjach Ligi Mistrzów po dotkliwej porażce 5:2 z Fenerbahçe w Stambule. Podopieczni Robina van Persiego nie zdołali utrzymać zaliczki 2:1 z pierwszego meczu w Rotterdamie i w dalszej części sezonu będą rywalizować w Lidze Europy. Analityk Voetbal International, Pieter Zwart, określił tę eliminację jako „sumę własnych błędów oraz atutów rywala” i w programie Rondje Europa szczegółowo wskazał, gdzie Feyenoord pogubił się taktycznie.
– Były fragmenty spotkania, w których można było wycisnąć znacznie więcej – podkreślił Zwart. – Ale patrząc na cały dwumecz, trudno nie przyznać, że Fenerbahçe awansowało zasłużenie. Mogą być prawdziwe dwie rzeczy naraz: Feyenoord sam podciął sobie skrzydła, a Fenerbahçe zagrało bardzo dobrze. Mourinho znakomicie wykorzystał słabe punkty rywala – ustawiając zespół z dwoma napastnikami, którzy przez całe spotkanie wywierali presję na środkowych obrońcach. Dodatkowo, dzięki roli Szymańskiego w kryciu Hwanga, Turcy zneutralizowali jeden z głównych atutów Feyenoordu w rozegraniu.
Według eksperta, który na co dzień zajmuje się właśnie taktyczną analizą, Feyenoordowi brakowało odwagi i precyzji w wykorzystywaniu wolnych stref boiska. – Przy piłce zabrakło umiejętnego przenoszenia gry na drugą stronę, gdzie często pojawiały się wolne przestrzenie. Fenerbahçe mogło dzięki temu ponawiać pressing i wymuszać błędy. To w takich momentach widać różnicę w jakości i doświadczeniu na tym poziomie. W ofensywie różnicę robią indywidualne umiejętności – Durán czy En-Nesyri potrafią zrobić z piłką więcej niż chociażby Ayase Ueda. Ta sytuacja z 80. minuty – u Durána przyjęcie wychodzi pewniej. Podobnie z Szymańskim – potrafi zagrać piłkę w sposób, którego nie widzimy u Sema Steijna. To jest ta piłkarska klasa, która przesądza o wyniku.
Zwart podkreślił również, że drużyna miała problem z szybkim przenoszeniem ciężaru gry. – Przeciwko systemowi 5-3-2 wolne przestrzenie niemal zawsze są po przeciwnej stronie, w tzw. półprzestrzeni. Trzeba tam przenieść piłkę błyskawicznie, zanim rywal zdąży przesunąć formację. Jeśli robisz to dobrze, rozrywasz przeciwnika. Feyenoordowi udawało się to zbyt rzadko, więc Fenerbahçe mogło ciągle wywierać presję i prowokować straty. Były momenty, gdy Lotomba czy Bos byli niepilnowani, ale piłka do nich nie docierała. Wtedy albo brakuje odpowiedniego ustawienia w ataku, albo zawodników, którzy potrafią takie podanie zagrać.
Słabym punktem okazała się pozycja prawego obrońcy. – Lotomba pod presją Fenerbahçe często znajdował się w sytuacjach bez wyjścia. A próba dryblingu przez środek boiska dziewięć na dziesięć razy kończy się stratą. Van Persie chce, by jego piłkarze mieli odwagę w grze, ale może nie w takim kontekście. Widać było, że gol dla Fenerbahçe wziął się właśnie z takiego błędu. Podobnie na lewej stronie Bos wciąż nie przekonuje. To piłkarz dopiero co sprowadzony, rzucony od razu na głęboką wodę w meczu z rywalem tej klasy. Nic dziwnego, że jest mu trudno.
Problem nie w liczbie, lecz w jakości zawodników
Zwart ocenił szerzej sytuację kadrową Feyenoordu. – Jeśli chodzi o liczebność składu, jest w porządku. Problemem jest jakość. Na lewe skrzydło masz Slitiego, Slory’ego, Borgesa i Sauera, ale nie ma nikogo w typie Paixão, kto gwarantowałby nieustanne zagrożenie. W ataku jest Ueda, Tangstedt i Carranza, ale żaden nie jest bezdyskusyjnym numerem jeden. Podobnie na innych pozycjach – zawodników jest wielu, ale często brakuje tego jednego, który daje absolutną pewność. W Eredivisie taki skład pozwoli walczyć o mistrzostwo, w Lidze Europy faza pucharowa powinna być w zasięgu. Ale z czołowymi rywalami, takimi jak Fenerbahçe, te same mankamenty wracają jak bumerang.
Kontuzje miały swój wpływ, choć – zdaniem eksperta – sytuacja jest nieco bardziej złożona. – Można pomyśleć, że kadra jest wąska. Ale na prawej obronie masz Lotombę, Reada, Nieuwkoopa, a nawet Mitchella, tylko pech sprawił, że wypadli w tym samym czasie. W środku obrony zrobiło się dużo miejsca, gdy wypadli Trauner i Beelen, ale oni też wrócą.
Największy zarzut, jaki można postawić działaczom, to moment, w którym sprowadzono wzmocnienia. – To może być najpoważniejszy punkt krytyki – dwóch nowych stoperów wprowadzono dopiero dalej niż w połowie okna transferowego. Ale to nie zadecydowało o porażce z Fenerbahçe. Kluczowe problemy leżały raczej na lewej flance i w ofensywie, gdzie wciąż brakuje zawodników o jakości gwarantującej najwyższy poziom gry – podsumował Zwart.
Komentarze (0)