Po burzliwej karierze piłkarskiej Royston Drenthe odnajduje się dziś głównie poza boiskiem. W podcaście De Klank Van przygotowanym przez Feyenoord, urodzony w Rotterdamie były zawodnik dzieli się swoją niezwykłą historią — od wspinaczki na szczyt, przez nieuchronny upadek, aż po powolny powrót do równowagi. Rozmowa z Feyenoord ONE to szczere, osobiste świadectwo, w którym Drenthe nie unika trudnych tematów i barwnie opowiada o swoim życiu — jak tylko on potrafi.
– Nie żałuję niczego, co zrobiłem – mówi wprost. – Jako piłkarz nie byłem wtedy jeszcze na tym etapie, na jakim jestem teraz jako człowiek. Nie da się tego porównać. Byłem młody, lekkomyślny, miałem mnóstwo pieniędzy i myślałem, że nie muszę się niczym przejmować – zwłaszcza w czasie mojego pobytu w Madrycie. Potrzebowałem wielu lat, by pewne sprawy poukładać i znaleźć dla nich miejsce. Ale dziś czuję, że wszystko zmierza we właściwym kierunku.
Życie po piłce: opieka zdrowotna, media i… podcast
Obecnie Drenthe angażuje się w różnorodne projekty – zarówno medialne, jak i społeczne. Współpracuje z holenderską telewizją Ziggo, a jednocześnie pracuje także w sektorze opieki zdrowotnej. – Jeśli mnie potrzebują, mogą mnie wezwać jako pracownika ochrony w ośrodkach psychiatrycznych – wyjaśnia. – To już raczej drugorzędna aktywność, ale jeśli czuję się na siłach, jestem gotów wrócić do tej roli. W takich miejscach bywa naprawdę ostro.
Oprócz tego były zawodnik Feyenoordu współprowadzi podcast z Andym van der Meijde i bierze udział w meczach pokazowych drużyny FC de Rebellen. Niedawno wrócił na boisko po sześciomiesięcznej przerwie spowodowanej zatorowością płucną – zagrał jedną połowę.
Wspomnienia z młodości i debiutu w Feyenoordzie
W dwunastej minucie podcastu pojawiają się wspomnienia kibiców o młodym Drenthe. Następnie sam zawodnik dzieli się własnymi doświadczeniami z czasów, gdy jako siedmiolatek trafił do Feyenoordu.
– Gdybym miał wskazać jeden konkretny moment, to byłby to mecz z PSV – wspomina. – Trenerem był wtedy Ronald Koeman, a Angelos Charisteas właśnie przeszedł z Ajaksu. Po meczu miałem pójść z nim do sali Legioenzaal (pomieszczenie, gdzie bawią się kibice, red.) – zostałem wybrany do wspólnej prezentacji. Już wtedy czułem, że to się źle skończy. Czterech chłopaków od razu powiedziało, że on tam nie wejdzie.
Pasja do jazdy na łyżwach i pierwsze kłopoty
Choć Drenthe znany był przede wszystkim z gry w piłkę, miał też drugą pasję – jazdę na łyżwach. I to nie amatorsko. W 2002 roku niemal został mistrzem Holandii, a niedługo później otrzymał oferty od sponsorów. Drenthe był również kilkakrotnie karany za złe zachowanie, ale także za udział właśnie turnieju łyżwiarskim. Lewoskrzydłowy zgłosił chorobę w Excelsiorze, ale niewiele później gazeta doniosła, że zajął drugie miejsce we wspomnianym turnieju.
– Zgłosiłem się jako chory do Excelsioru, a kilka dni później ukazał się artykuł, że zająłem drugie miejsce w zawodach w jeździe na łyżwach– śmieje się. – W 2007 roku zostałem mistrzem Europy… ale już z piłką przy nodze.
Później jazda na łyżwach musiała zejść na dalszy plan. Po podpisaniu profesjonalnego kontraktu z Feyenoordem miał jasno zapisane w umowie, że nie może uprawiać niektórych sportów ekstremalnych. – Nie mogłem już ani jeździć na nartach, ani na łyżwach. Było to wyraźnie zaznaczone, bo wszyscy wiedzieli, że robię to codziennie.
Transfer do Realu Madryt i rywalizacja z Marcelo
Kiedy jego kariera w Feyenoordzie zaczęła nabierać rozpędu, pojawiły się oferty z czołowych europejskich klubów. Po zdobyciu tytułu Golden Boy na młodzieżowym turnieju z reprezentacją Holandii, zainteresowanie wyraziły m.in. Chelsea, Manchester United, Sporting Lizbona i FC Barcelona.
– Sam dzwoniłem do działaczy tych klubów, ale byłem na to wszystko za młody. Wiedziałem, że mam talent, ale to wszystko działo się zbyt szybko. Byłem przytłoczony falą informacji i nacisków ze strony różnych ludzi.
Ostatecznie trafił do Realu Madryt, gdzie jego styl gry zaskoczył samego Cristiano Ronaldo. – Na treningach byłem agresywny i zdeterminowany – nie mogłem zrozumieć, dlaczego wszyscy traktują Ronaldo jak świętą krowę – mówi z nutą zdziwienia. – Rywalizowałem wtedy z Marcelo, ale kiedy Real sprowadził Fábio Coentrão, czułem się zawiedziony. On nie miał nawet prawa wiązać mi butów. Był solidnym obrońcą, ale nie mógł się równać ani ze mną, ani z Marcelo. Do dziś mnie to boli.
Serce w Rotterdamie
Chociaż w jego życiu wydarzyło się wiele, jedno pozostaje niezmienne – miłość do Feyenoordu i rodzinnego Rotterdamu. – Wielu ludzi uważa się za "prawdziwych" rotterdamczyków, ale nie zna historii tego miasta. Pochodzę z Kruiskade, wychowałem się na ulicy, więc łatwo mogłem wpaść w kłopoty. Na szczęście udało mi się z tego wyrwać.
– Feyenoord to dla mnie coś więcej niż klub. Gdy dowiedziałem się, że zostałem przez nich zauważony, byłem tak szczęśliwy, że krzyczałem z radości – kończy z uśmiechem.
Komentarze (0)