Leo Sauer doskonale zdaje sobie sprawę, że w tym sezonie oczekiwania wobec niego w Feyenoordzie są ogromne. Dziewiętnastoletni słowacki skrzydłowy stanął przed poważnym wyzwaniem – musi wypełnić lukę po Igorze Paixão, jednym z kluczowych zawodników poprzedniego sezonu. Po odejściu Brazylijczyka młody Sauer znalazł się w wyjściowym składzie i konsekwentnie próbuje wypracować własną tożsamość w zespole prowadzonym przez Robina van Persiego.
– Igor był niesamowity – wspomina w rozmowie z Voetbal International. – Ale on też musiał się przystosować. Pamiętam, że kiedy przyjechał z Brazylii, był bardzo nieśmiały. Jego pierwszy sezon nie był tak udany jak ostatni, ale później rozwinął się w fenomenalnego zawodnika. Grał znakomicie i strzelał ważne gole. Narodziła się gwiazda.
Sauer przyznaje, że stara się naśladować rozwój swojego poprzednika. – Był jednym z najlepszych zawodników Eredivisie, chociaż (uśmiecha się) dla mnie numerem jeden zawsze był Dávid Hancko. Ale mówiąc poważnie: Igor był fantastyczny. Obserwuję jego drogę i próbuję czerpać z niej naukę.
Kiedy rozmowa schodzi na temat Hancko, twarz Sauera rozświetla się uśmiechem. – Dávid był moim przewodnikiem – zarówno w Feyenoordzie, jak i w reprezentacji Słowacji. Nie znam drugiego piłkarza tak zdeterminowanego i oddanego futbolowi, niemal obsesyjnie skupionego na doskonaleniu się. Bardzo brakowało nam go w meczu z Irlandią Północną, a mimo to przyleciał potem na spotkanie z Luksemburgiem – bez treningu, prawdopodobnie po nieprzespanej nocy – i od razu zanotował asystę.
„Wciąż za nim tęsknię”
Sauer mówi o byłym koledze z ogromnym szacunkiem i ciepłem. – Dávid jest dla mnie wzorem nie tylko jako profesjonalista, ale przede wszystkim jako człowiek. Niesamowicie życzliwy, otwarty, zawsze gotowy pomóc. Brakuje mi go każdego dnia. Na szczęście widujemy się podczas zgrupowań kadry i staram się oglądać wszystkie mecze Atlético Madryt. Kiedy go widzę na boisku, czuję dumę. Wszyscy w Feyenoordzie życzyli mu tej transferowej szansy, bo wszyscy go naprawdę kochali.
Po odejściu starszego kolegi Sauer po raz pierwszy w karierze stanął całkowicie na własnych nogach. Również rodzina Pusicia, która wspierała go poza boiskiem, opuściła Holandię. – Nie powiedziałbym, że to trudne, ale na pewno nowe doświadczenie – wyjaśnia. – W Słowacji zawsze grałem razem z bratem. W MŠK Žilina mieszkaliśmy w internacie, mieliśmy wszystko zapewnione – jedzenie, opiekę, musieliśmy tylko dobrze grać. Teraz jestem sam, ale wciąż utrzymuję bliski kontakt z rodziną. To po prostu kolejny etap dorastania.
„To mój czas”
Młody skrzydłowy zdaje sobie sprawę, że obecny sezon może być kluczowy dla jego rozwoju. – Byłem tu, gdy Feyenoord zdobył mistrzostwo, ale nie czułem się wtedy częścią drużyny. To nie był „mój” tytuł. Wygrałem Puchar Holandii i Superpuchar im. Johana Cruijffa, lecz nie jako podstawowy zawodnik. Mam wrażenie, że w Feyenoordzie wciąż wiele mogę osiągnąć – i właśnie na tym się koncentruję. Mam kontrakt do 2028 roku, więc nigdzie się nie wybieram. Moja historia w tym klubie dopiero się zaczyna.
Komentarze (0)