W Feyenoordzie są z niego dumni. Anel Ahmedhodžić czuje się na De Kuip jak w domu, otoczony zaufaniem i wsparciem trenera Robina van Persiego. Jednak za entuzjazmem urodzonego w Szwecji obrońcy kryje się historia pełna bólu i rodzinnego rozczarowania. To poruszająca opowieść o utalentowanym synu, którego własny ojciec odrzucił. - Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego moim dwóm synom – mówi z goryczą w wywiadzie dla De Telegraaf.
Anel Ahmedhodžić przyszedł na świat w Malmö. To właśnie tam, na Zlatan Court, w dzielnicy zamieszkanej przez uchodźców z Bałkanów, stawiał pierwsze piłkarskie kroki. - Każdy z nas chciał być Zlatanem. Dla mnie był i pozostanie największym wzorem – wspomina.
Dorastał w dwóch światach. W domu mówiło się po bośniacku, kultywowano tradycje rodziców. W szkole i na boisku brzmiał już tylko szwedzki. - To połączenie było piękne. Miałem dwa kręgi przyjaciół – tych z mojej dzielnicy, którzy też byli dziećmi imigrantów, i tych z klubu. To nauczyło mnie, jak wygląda prawdziwe życie.
Jego rodzice nie byli zamożni, ale zawsze dawali mu to, czego naprawdę potrzebował – wsparcie i wiarę. Anel od dziecka miał w sobie chęć pomagania innym. - Zostało mi to do dziś. Na boisku i poza nim – jeśli ktoś mnie potrzebuje, zawsze jestem.
Tomasson i Sheffield – trampolina do wielkiej piłki
Jako młody zawodnik Malmö został wypożyczony do Danii, gdzie szybko zwrócił uwagę swoją dojrzałością. - Miałem 19 lat i po pięciu miesiącach trener Jon Dahl Tomasson wezwał mnie z powrotem. Powiedział: ‘Potrzebuję cię tutaj’. To było coś wyjątkowego. Tomasson był świetnym szkoleniowcem i dobrym człowiekiem. To on jako pierwszy napisał do mnie, gdy przenosiłem się do Feyenoordu.
Później przyszedł czas na Sheffield United. - Chris Wilder to postać nietuzinkowa, ale praca z nim była wspaniała. Dużo się nauczyłem.
W Anglii narodziło się też jego życie rodzinne – razem z duńsko-czarnogórską partnerką doczekał się dwóch synów. Z uśmiechem mówi, że jego dzieci będą miały w przyszłości niezły dylemat: mogą reprezentować aż pięć krajów – Bośnię i Hercegowinę, Szwecję, Danię, Czarnogórę lub Anglię.
Sam początkowo grał dla Szwecji, rozegrał jeden mecz towarzyski, lecz ostatecznie z dumą przywdział koszulkę Bośni i Hercegowiny. Wydawało się, że to początek pięknej historii – ale los napisał inny scenariusz.
Ojciec – od kibica do przeciwnika
Od najmłodszych lat jego ojciec był zagorzałym kibicem syna. - Krzyczał z trybun, wymagał, popychał mnie do granic możliwości. To nie było łatwe, ale dzięki temu stałem się silniejszy.
W Premier League Ahmedhodžić poznał, czym jest prawdziwy profesjonalizm. Dlatego tym trudniej było mu zaakceptować to, co zastał w reprezentacji Bośni. - Czasem wszystko wyglądało dobrze, ale bywały też momenty, gdy brakowało jakiejkolwiek organizacji. Decyzje o powołaniach często nie miały nic wspólnego z formą zawodników. To były czysto polityczne wybory. A gdy coś takiego widzisz w swojej kadrze, tracisz całą motywację.
Przejście z reprezentacji Szwecji do Bośni było dla niego emocjonalnym momentem. - Czułem to w każdej komórce ciała, gdy po raz pierwszy usłyszałem hymn. Wiedziałem, co to znaczy dla mojej rodziny. Chciałem grać dla swojego kraju, poświęcałem czas, który mógłbym spędzić z dziećmi. Ale nie mogłem dłużej patrzeć na niesprawiedliwość.
Do sportowych frustracji doszły też problemy z personelem medycznym. - W sztabie medycznym byli ludzie, którzy nie mieli kompetencji, by tam pracować. Gdy miałem kontuzję mięśniową, klub jasno stwierdził, że nie mogę grać. Ale w reprezentacji kazano mi robić sprinty, żeby sprawdzić, czy się nadaję. Po tym wypadłem z gry na miesiąc.
Przed meczem z Holandią w Rotterdamie znów poczuł ból w udzie. W Sheffield wykonano by od razu rezonans – w kadrze zadowolono się... badaniem USG. - Wiedziałem, że jeśli zagram, ryzykuję długą przerwę. Po rozmowie z trenerem i dyrektorem federacji uzgodniliśmy, że wrócę do Anglii na badania. Gdy tylko wylądowałem, rozpętało się piekło.
Zdrada ojca i decyzja o rozstaniu z kadrą
- Kiedy po kilku godzinach włączyłem telefon, nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Setki wiadomości od znajomych i rodziny. Wszyscy pytali, dlaczego trener powiedział mediom, że odmówiłem gry dla swojego kraju. W Bośni wylała się fala hejtu. Nawet moja żona została oczerniona w prasie.
Najboleśniejsze przyszło jednak później. - Mój ojciec – ten sam, który przez całe dzieciństwo stał za linią boczną i krzyczał, żebym biegł szybciej – publicznie odwrócił się ode mnie. Pisał w internecie okropne rzeczy, twierdząc, że nie jestem już jego synem, że moja żona zajmuje się czarną magią. Nie potrafię tego pojąć. Zamiast mnie bronić, stanął przeciwko mnie. To był cios, którego nigdy nie zapomnę.
Ta sytuacja sprawiła, że Ahmedhodžić zrezygnował z gry w reprezentacji. - Po 24 meczach musiałem powiedzieć: dość. To, co mnie i mojej rodzinie zrobiono w Bośni, jest niewybaczalne. Nie pozwolę, by ktoś jeszcze nas w ten sposób skrzywdził.
Dziś znalazł spokój w Rotterdamie. Feyenoord dał mu wszystko, czego szukał – profesjonalizm, szacunek i rodzinne ciepło. - Mamy świetny początek sezonu, ale to dopiero początek. W Feyenoordzie czuję się szczęśliwy, a moja rodzina też jest tu szczęśliwa. To nasze miejsce na ziemi.
Z czułością mówi o swoich synach. - Oni są moim największym skarbem. Poradzę sobie wszędzie – nawet gdyby wrzucili mnie na drugi koniec świata. Ale tylko z nimi u boku. I jedno wiem na pewno: nigdy, przenigdy nie zrobiłbym swoim dzieciom tego, co mój ojciec zrobił mnie.
Komentarze (0)