W poniedziałek Feyenoord oraz Stadion Feijenoord zaprezentowali plan mający doprowadzić do zjednoczenia obu podmiotów, a następnie do modernizacji stadionu za niemal siedemdziesiąt milionów euro. Warunek jest jednak zasadniczy: udziałowcy muszą zrzec się części swoich praw. Kierownictwo stadionu naciska coraz mocniej, by zaakceptowali warunki klubu, bo samo De Kuip jest dziś praktycznie bankrutem. Jakie wydarzenia doprowadziły do tej sytuacji?
Gdy Dennis te Kloese w 2022 roku pełnił funkcję dyrektora generalnego dopiero od kilku miesięcy, zdecydował się przeciąć trwającą od szesnastu lat dyskusję na temat nowych stadionowych projektów. Wraz z jego decyzją zniknęła również wizja nowoczesnego, spektakularnego stadionu nad brzegiem Mozy - projekt, który przez lata rozpalał Rotterdam i polaryzował kibiców. W praktyce Feyenoord wrócił do miejsca, w którym był już w 2006 roku, gdy zaczęły powstawać pierwsze poważne koncepcje zastąpienia stadionu z 1937 roku futurystyczną areną z rozsuwanym dachem, wysuwanym boiskiem i nawet 70 tysiącami miejsc.
Z roku na rok powstawały kolejne wizualizacje - tworzone przez klub, miasto lub spółkę stadionową. Projekt rósł w kosztach, przybierając coraz bardziej megalomański charakter, co z kolei wywoływało kontry wśród zwolenników renowacji De Kuip. Dla wielu fanów to właśnie historyczny stadion był symbolem Feyenoordu i jego tożsamości. Spór przekształcił się w emocjonalną, wieloletnią wojną pozycyjną: budować nowe czy odnawiać stare? W efekcie wszyscy przegrali. Wydano ogromne środki, stracono lata, a zrealizowano dokładnie nic.
Podczas gdy Rotterdam trwał w sporach, stadiony w całej Europie i Holandii przeszły rewolucję. W Eredivisie modernizacji lub przebudowy doczekała się większość klubów: FC Groningen wybudowało Euroborg, Twente powiększyło Grolsch Veste, Cambuur i ADO postawiły nowe areny, Heracles dobudował nową trybunę, AZ unowocześniło dach, a Go Ahead Eagles rozbudowali Adelaarshorst. Nawet VVV Venlo oraz Helmond Sport przeprowadziły znaczące inwestycje. PSV oraz Ajax również nie pozostawały w tyle – oba kluby zainwestowały miliony w dalszy rozwój swoich stadionów.
W tym czasie na De Kuip wykonywano jedynie absolutnie niezbędne prace. Od dużej renowacji w 1994 roku zaniechano kolejnych inwestycji, bo wszystko podporządkowano wierze, że nowy stadion i tak w końcu powstanie. Przez tę strategię kultowa arena zaczęła coraz bardziej przypominać zużyty dom wymagający natychmiastowego remontu.
Gdy projekt nowego stadionu ostatecznie upadł, okazało się, że pozostała gigantyczna nierozliczona faktura - dziesiątki milionów euro za lata prac projektantów, doradców i konsultantów. Stadion Feijenoord zaciągał pożyczki, aby ich opłacić, wpędzając się w coraz większe zadłużenie.
Ostatecznym ratunkiem była tak zwana geluidsdeal: miasto Rotterdam zapłaciło 12 milionów euro, a klub w zamian zrzekł się prawa do organizacji dużych koncertów. Pozwoliło to spłacić zadłużenie wobec amerykańskiego banku inwestycyjnego, który finansował wcześniejsze plany. Jednak pieniędzy na niezbędne inwestycje w stadion wciąż nie było.
Feyenoord potrzebuje nowocześniejszego stadionu, ale jako najemca nie zamierza brać odpowiedzialności za wieloletnie zaniedbania i nietrafione decyzje właściciela obiektu. Z tego powodu klub od dawna dąży do przejęcia kontroli nad stadionem i umieszczenia wszystkiego „pod jednym dachem”. Proces jest jednak skomplikowany - nie trzeba bowiem przekonać jednego inwestora, lecz całą grupę udziałowców czy jak kto woli akcjonariuszy o różnych interesach i prawach.
W zeszłym tygodniu ci otrzymali list z propozycją zmian. Reakcje były mieszane, ponieważ to właśnie kierownictwo stadionu przez lata forsowało ryzykowne plany nowej budowy kosztem bieżącego funkcjonowania De Kuip. Dziś sytuacja stadionu jest gorsza niż kiedykolwiek, a widmo bankructwa udało się odsunąć dopiero w ostatniej chwili.
Teraz ci sami zarządzający chcą wykorzystać kryzys, który sami stworzyli, by skłonić udziałowców do oddania swoich certyfikatów - bo stadion nie ma już środków na dalsze funkcjonowanie. Wartość udziałów stopniała, a Feyenoord proponuje przejęcie stadionu „za ułamek ceny”. Nic dziwnego, że część udziałowców reaguje na to z rosnącą frustracją.
Największe zastrzeżenia zgłasza grupa posiadaczy udziałów typu V. Choć tak zwana „rodzina Feyenoordu” kontroluje obecnie ponad 60 procent akcji stadionu, to klucz do zmian leży właśnie w rękach około dwóch tysięcy posiadaczy udziałów V — historycznych udziałów, które powstały w latach 30. jako wkład finansowy w budowę De Kuip. Obecnie większość z nich należy do potomków ówczesnych inwestorów.
Tym udziałom towarzyszą dwa istotne przywileje: prawo do stałego miejsca na stadionie oraz prawo współdecydowania o kluczowych zmianach. Propozycja stadionu zakłada emisję dużej liczby nowych akcji, które Feyenoord kupiłby za 3,7 miliona euro. Spowodowałoby to rozwodnienie udziałów i dało klubowi około 95 procent praw własności do stadionu.
Aby złagodzić skutki zmian, Feyenoord i Stadion Feijenoord proponują, że posiadacze udziałów V będą mogli korzystać ze swoich miejsc bezpłatnie przez kolejne 15 lat. Po 2040 roku zachowają do nich prawo, ale będą musieli płacić regularną cenę za karnet.
Oferowany jest również wykup udziałów za 17 500 euro za sztukę - cena ta będzie stopniowo obniżana każdego sezonu przez następne piętnaście lat. W zamian Feyenoord zobowiązuje się zainwestować w ciągu najbliższej dekady 70 milionów euro w modernizację i niezbędne prace na De Kuip.
Komentarze (0)