Luciano Valente latem tego roku przeniósł się z FC Groningen do Feyenoordu. Pomocnik w krótkim czasie wywalczył sobie stałe miejsce w jedenastce i stał się ważnym ogniwem drużyny. Sam zawodnik podkreśla jednak, że daleko mu jeszcze do osiągnięcia pełni możliwości i wciąż widzi przed sobą duży potencjał rozwojowy.
Na klubowym kanale Feyenoordu Valente zatrzymał się na chwilę przy skutkach swojego transferu. – To był duży krok: z Groningen do Rotterdamu. To zupełnie inna skala, nagle musisz stanąć na własnych nogach i zamieszkać sam. Drużyna i sztab bardzo mi pomogli. Szybko poczułem się w Feyenoordzie jak w domu – przyznał pomocnik. Jednocześnie zaznaczył, że chce odpłacić się kibicom za okazywane wsparcie. – Trudno opisać, jak bardzo jestem wdzięczny. Cieszę się, że mogę coś oddać w zamian. Myślę, że to wciąż nie jest mój szczyt, mogę być znacznie lepszy. Mam jeszcze wiele elementów do poprawy. To dobrze rokuje na najbliższe miesiące.
Również w sportowo trudniejszych momentach Valente stara się koncentrować na pozytywach. W rozmowie z Dagblad van het Noorden mówił o swoim podejściu: – To, że klub ma gorszy okres, nie zjada mnie od środka. Zawsze wracam myślami do rzeczy, które funkcjonują dobrze, do pozytywnych aspektów. Nigdy nie skupiam się na tym, co nie wychodzi, bo to niczego nie pomaga. Teraz po prostu jest trochę trudniej. Być może to moja dziecięca, swobodna natura sprawia, że nie ma to na mnie większego wpływu. To nie znaczy, że mnie to nie obchodzi – wręcz przeciwnie – ale trzeba iść dalej.
Valente zauważa też, że po przeprowadzce do Rotterdamu znacząco wzrosło zainteresowanie jego osobą poza boiskiem. – Nie chodzi już wyłącznie o piłkę nożną. Podobno polubiłem na Instagramie post jakiejś influencerki i dzień później wszędzie czytałem, że jesteśmy parą. Podobnie było z moim nowym domem – nagle zobaczyłem to w całym internecie. To nie zawsze jest przyjemne, ale jest częścią tego zawodu. Nie mam na to wpływu, więc muszę nauczyć się z tym żyć.
Dla pomocnika kluczowe jest zachowanie równowagi między piłką nożną a życiem prywatnym. – W domu odnajduję spokój. Kupiłem dom w małej miejscowości niedaleko Utrechtu. Wcześniej mieszkałem w apartamencie w centrum Rotterdamu. To było fajne, ale wokół mnie było bardzo dużo zamieszania. Dom musi być dla mnie miejscem wyciszenia – i teraz właśnie to mam. Nie chodzi o to, że się ukrywam. Chcę poza futbolem cieszyć się czasem z rodziną i przyjaciółmi. Robię to, co daje mi szczęście. I zamierzam to robić nadal, oczywiście z myślą o piłce nożnej.
Dni wolne Valente wykorzystuje przede wszystkim na regenerację. – Odkąd w Feyenoordzie wszystko zaczęło się układać, mam wrażenie, że nie miałem ani chwili prawdziwego spokoju. Udzieliłem niezliczonej liczby wywiadów, ale to część tego świata. Uwaga mediów nie przeszkadza mi aż tak bardzo, choć nie zawsze jej szukam. Traktuję to jednak jako dobry znak. Jestem zauważany i to jest coś pozytywnego. Miło, że wielu ludzi wypowiada się o mnie dobrze. Nawet negatywne reakcje postrzegam jako coś dobrego – oznaczają, że wywołuję emocje, że na ludzi oddziałuję. A to przecież tylko może działać na plus, prawda?
Komentarze (0)