Feyenoord Rotterdam przegrał na wyjeździe 2-0 z VfB Stuttgart w czwartym meczu fazy ligowej Ligi Europy. Chociaż długo utrzymywał się bezbramkowy remis, a sam mecz był głównie meczem walki i fauli, to gospodarze w końcu dopięli swego w końcówce pojedynku. Przez większą część meczu drużyna Robina van Persiego kontrolowała sytuację, skutecznie broniła i długimi fragmentami dominowała w posiadaniu piłki. Mimo to Rotterdamczycy wrócili do domu z niczym – w końcówce dali sobie wbić dwa gole i przegrali 2:0, choć remis wydawał się najbardziej sprawiedliwym rezultatem.
Van Persie musiał improwizować w środku pola: miejsce nieobecnego Sema Steijna zajął Cyle Larin, a niespodziewaną szansę od pierwszej minuty otrzymał Goncalo Borges. Feyenoord wszedł w mecz agresywnie i bez kompleksów. Już w pierwszym kwadransie wywalczył dwie obiecujące pozycje do rzutów wolnych, lecz Hadj Moussa zmarnował oba podejścia – jego uderzenia były nieprecyzyjne i nie sprawiły bramkarzowi większych problemów.
Stuttgart odpowiadał jedynie pojedynczymi, niegroźnymi próbami. Po szybkim kontrataku z udziałem Hadj Moussy na boisku ponownie zapanowała stagnacja. Pierwsze dwadzieścia minut obfitowało głównie w drobne faule i irytację po obu stronach, co sprawiało, że płynności w grze praktycznie nie było.
Larin – ustawiony jako ofensywny pomocnik – robił bardzo dobre wrażenie. Był silny fizycznie, grał spokojnie i dokładnie, skutecznie łącząc linie. Znacznie trudniej miał Borges, który nie potrafił wejść w mecz i rzadko wygrywał pojedynki. Najgroźniejsze akcje Feyenoordu spływały z prawej strony boiska.
Gospodarze skupiali się głównie na przerywaniu gry, a mimo tego obie drużyny zakończyły pierwszą połowę z jedną żółtą kartką. Hadj Moussa zapisał się w notesie sędziego w kuriozalny sposób – za bezsensowne wybicie piłki po gwizdku. Najlepszą okazję przed przerwą Feyenoord otrzymał w doliczonym czasie: kolejny rzut wolny tuż sprzed szesnastki. Niestety, ponownie strzelał Hadj Moussa i ponownie niecelnie.
Po zmianie stron obraz gry pozostał podobny. Feyenoord utrzymywał się przy piłce, dobrze zabezpieczał własne pole karne, lecz nie potrafił stworzyć większego zagrożenia. Mecz był wielokrotnie przerywany – rumuński arbiter niemal co dwie minuty gwizdał drobne przewinienie, skutecznie zabijając tempo.
Wellenreuther musiał po raz pierwszy poważnie interweniować dopiero po blisko godzinie gry i zrobił to znakomicie. Kilka minut później Feyenoord odpowiedział najlepszą swoją sytuacją: Ayase Ueda, jak zwykle świetnie ustawiony, uderzył głową minimalnie obok słupka. Z każdą minutą narastała frustracja zarówno piłkarzy, jak i kibiców – ciągłe przerwy wybijały obie strony z rytmu i sprawiały, że gra stawała się coraz bardziej szarpana.
Największe zagrożenie ze strony Stuttgartu pojawiło się nagle – Undav stanął oko w oko z Wellenreutherem, ale bramkarz Feyenoordu po raz kolejny wykazał się świetnym refleksem. Widać było jednak, że środek pola Rotterdamczyków zaczyna opadać z sił. Timber i Valente mieli coraz mniej energii, a przez to rosła liczba niedokładnych podań i strat. To właśnie ta słabość okazała się kluczowa.
Mecz – podobnie jak niedawno w Bradze – wydawał się zmierzać ku bezbramkowemu remisowi. I po raz kolejny scenariusz z Portugalii się powtórzył. W 86. minucie świetnie bita piłka z boku została potężnie uderzona głową, odbiła się od poprzeczki i wpadła do siatki obok bezradnego Wellenreuthera.
Feyenoord ruszył desperacko po wyrównanie, ale zamiast odpowiedzi nadział się na kontratak. W doliczonym czasie Undav, tym razem już bezbłędnie, ustalił wynik na 2:0.
Po tej porażce Feyenoord spada na 29. miejsce w ogólnej klasyfikacji Ligi Europy. Do rozegrania pozostały cztery spotkania i drużyna Van Persiego będzie musiała gonić rywali, aby zachować realne szanse na awans do rundy play-off. Kluczowe będą nie tylko wyniki, ale także poprawa skuteczności w ofensywie i większa dojrzałość w końcowych fragmentach meczów.
Komentarze (0)