Timon Wellenreuther dowiedział się, że w tym sezonie nie będzie pierwszym bramkarzem Feyenoordu w dość nieoczekiwanym momencie. Podczas wakacji zadzwonił do niego trener Robin van Persie, przekazując, że to Justin Bijlow otrzyma numer jeden między słupkami. Niemiecki bramkarz nie krył rozczarowania, jednak – jak podkreśla – bardzo szybko pogodził się z decyzją i postanowił skupić się na tym, co przed nim.
- Owszem, przez kilka dni byłem wyraźnie rozczarowany – wspomina Wellenreuther w rozmowie z Algemeen Dagblad. - Wszyscy mogli to zresztą po mnie zobaczyć. Taka wiadomość to przecież nie coś, co się świętuje, prawda? Ale dość szybko udało mi się przełączyć myślenie. Kiedy trener powiedział mi to podczas urlopu, pomyślałem: pokaż swoim działaniem, jak dobry jesteś. I to był mój motor. Czy przyszło mi do głowy, żeby odejść, skoro mam być drugim bramkarzem? Nie. Potrafię radzić sobie z rozczarowaniami. Przerabiam je na ciężką pracę. I dokładnie to zrobiłem.
Pewne głosy sugerowały, że Wellenreuther osiąga lepszą formę, gdy nie czuje bezpośredniej presji konkurencji. Sam zawodnik stanowczo się z tym nie zgadza.
- Nie wierzę w takie teorie. Okres, w którym straciłem miejsce u Briana Priske, był po prostu trudny dla całego Feyenoordu. To nie był najlepszy moment w mojej karierze, ale to nie miało nic wspólnego z tym, czy inni bramkarze byli zdrowi, czy nie. Ani z tym, czy odczuwałem większą presję. Po prostu miałem gorszy okres – to się zdarza. W takich chwilach nie można próbować robić za dużo na boisku. Jesteś bramkarzem, a nie rozgrywającym czy kimś, kto ma prowadzić grę.
Nie o tytułach w mediach, lecz o pracy na boisku
Chociaż Robin van Persie otwarcie mówi o walce o mistrzostwo, Wellenreuther podchodzi do kwestie tytułu znacznie ostrożniej.
- Dla mediów to świetny temat – zawodnik wypowiada się o mistrzostwie i od razu robi się z tego nagłówek. Ja nie uważam, że nasze szanse są mniejsze niż zdaniem innych, ale nie widzę sensu w głośnym deklarowaniu, że 'idziemy po tytuł'. Dopiero zaczęliśmy sezon. Wszystko może się wydarzyć. Spójrzmy na poprzedni rok – pamiętacie mecz z Interem w Lidze Mistrzów? Albo czas, gdy Priske był jeszcze trenerem? Były momenty, gdy niemal nie mieliśmy pełnej kadry. Sezon potrafi kompletnie wymknąć się przewidywaniom.
Wellenreuther podkreśla jednak, że obecny skład robi na nim duże wrażenie: - Ta drużyna naprawdę ma ogromną jakość. Może nawet większą niż w poprzednich sezonach. Widać, że jest tu wielu zawodników na najwyższym poziomie. Ale posiadanie mocnej kadry nie oznacza automatycznie mistrzostwa. Dlatego mnie nie usłyszycie, jak mówię głośno o tytule. To po prostu nie ma sensu. Podobnie jak spekulacje o tym, w jakiej lidze chciałbym jeszcze grać. Jestem szczęśliwy tu, gdzie jestem. Te ostatnie lata były wyjątkowe – mistrzostwo kraju, potem zdobycie pucharu, a w zeszłym sezonie awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. To piękne chwile. Oby teraz także spotkało nas coś magicznego, ale gwarancji nie ma nigdy.
Komentarze (0)