W 12. minucie meczu Feyenoordu z NAC Breda trybuny uniosły w górę szaliki, oddając hołd niemal 90-letniemu „Wujkowi Gerardowi”, czyli Gerardowi Meijerowi, który pracował w klubie przez 50 lat jako członek sztabu medycznego.
Akcja została zorganizowana wspólnie przez Feyenoord oraz Stowarzyszenie Kibiców „De Feijenoorder”. Choć całość przygotowań trwała zaledwie dwa tygodnie, efekt był imponujący – każdy kibic wchodzący na stadion otrzymał specjalny szalik. Brzmi prosto, ale dopięcie wszystkiego na ostatni guzik wymagało ogromnej pracy logistycznej. Na łamach De Feijenoorder czytamy:
Wszystko zaczęło się od rozmowy o zbliżających się urodzinach „Wujka Gerarda”. Padła propozycja, aby zrobić dla niego coś dużego i wyjątkowego. Już po kilku godzinach zapadła decyzja o realizacji pomysłu wspólnie z klubem. Następnym krokiem było przygotowanie projektu szalika – dział marketingu Feyenoordu stworzył go błyskawicznie, a jeszcze tego samego wieczoru zamówienie zostało złożone, aby zdążyć na czas.
Dwa dni przed meczem na De Kuip dotarły palety wypełnione szalikami. W dniu spotkania od wczesnych godzin porannych były one rozdzielane po całym stadionie, tak aby w każdej strefie znalazł się odpowiedni zapas.
Na godzinę przed otwarciem bram stadionu, przed Legioenzaal zebrali się wolontariusze Stowarzyszenia Kibiców oraz osoby, które zgłosiły się do pomocy poprzez media społecznościowe. Po krótkiej odprawie każdy trafił na wyznaczony sektor, by móc rozdawać tysiące szalików fanom wchodzącym na trybuny.
Gerard Meijer – dla wszystkich „Ome Gerard” – od kilku lat rzadko bywa na stadionie ze względu na wiek i stan zdrowia. Tym razem jednak jego żona Emily, przy wsparciu klubu, zrobiła wszystko, by mógł być obecny na swoim ukochanym obiekcie.
Przed meczem Gerard wrócił do swojego dawnego biura, usiadł za starym biurkiem, symbolicznie otworzył skrzynkę mailową i z radością przywitał się ze starymi znajomymi. Chwilę później, wraz z przedstawicielami działu „Bijzondere Wensen” oraz zarządu klubu, został poprowadzony w kierunku loży biznesowej. Choć początkowo planował oglądać mecz z wózka inwalidzkiego, zdecydował się zasiąść na swoim dawnym miejscu.
Właśnie wtedy nadszedł ten moment. Cały stadion zjednoczył się w jednym geście – tysiące gardeł odśpiewały pieśni, tysiące rąk uniosło szaliki, a gromkie brawa wypełniły De Kuip. Był to obraz miłości i wdzięczności wobec człowieka, który dla Feyenoordu poświęcił całe życie. Po tym niezwykłym hołdzie Gerard obejrzał jeszcze resztę pierwszej połowy, po czym w towarzystwie żony wrócił do domu.
W imieniu Gerarda i jego żony Emily organizatorzy podziękowali wszystkim, którzy przyczynili się do realizacji tej akcji. Szczególne słowa uznania skierowano do Feyenoordu za wsparcie i współpracę. Całe przedsięwzięcie pokazało, że dzięki pasji, zaangażowaniu i typowej dla Rotterdamu mentalności można w krótkim czasie osiągnąć wielkie rzeczy.
Stowarzyszenie Kibiców „De Feijenoorder”
Robin van Persie był poruszony tą chwilą i podczas pomeczowej konferencji prasowej podzielił się osobistą anegdotą. - To właśnie jest piękno naszego klubu – tak okazujemy wdzięczność naszym bohaterom. Miałem zaszczyt pracować z Gerardem. Pamiętam, że jako młody chłopak dostałem od niego kiedyś masaż – ale tylko krótki, bo młodzi zawodnicy mieli przede wszystkim ciężko pracować i trenować – zaśmiał się trener. – Gerard to prawdziwa legenda. To wspaniałe, że jako klub mogliśmy zrobić dla niego coś tak pięknego.
Wyświetl ten post na Instagramie
Komentarze (0)