Mecz u siebie. Duża stawka i Feyenoord. To nie mogło się udać, tym bardziej bez kibiców. I tak też się stało. Feyenoord mógł wywalczyć już dzisiaj awans, a przegrywa u siebie z Dinamo 0-2.
Pierwsze minuty spotkania obfitowały przede wszystkim w dalekie zagrania i regularne się ślizganie, bowiem deszcz nie odpuszczał, a co za tym idzie i o samą dokładność było ciężko. Początek spotkania nie przyniósł kompletnie nic. Ale oba zespoły starały się coraz bardziej rozkręcać. Piętnaście minut minęło bardzo szybko.
Podobnie jak następne dwadzieścia i dwadzieścia pięć. I dotychczas nie mogliśmy tutaj napisać kompletnie nic, bo kompletnie nic nie działo się na boisku. Zdarzały się pojedyncze akcje, rajdy, próby dośrodkowań, ale to tyle. I co ciekawe, byliśmy już po pół godzinie pojedynku, a na murawie nie zmieniało się nic. Mecz całkowicie bez historii. W 35. minucie Bryan Linssen doznaje kontuzji i w jego miejsce wchodzi Naoufal Bannis. I to było prawie tyle w tej połowie.
Prawie, bo w doliczonym czasie gry Kokcu fauluje, rzut karny i Dinamo obejmuje prowadzenie. 0-1 do przerwy. Po przerwie porządnie się nie rozsiedliśmy, a gospodarze przeprowadzili akcję i było już 0-2. Najpierw jednak sędzia odgwizdał spalony, ale po konsultacji z liniowym, zmienił decyzję. Autorem gola Lovro Majer. Stracona bramka w ogóle nie podziałała na Feyenoord. Pierwszej dogodnej sytuacji doczekaliśmy się dopiero w 70. minucie, kiedy główką do Bannisa odegrał a ten z bliska nie trafił do bramki.
Potężny błąd młodego napastnika. Portowcy walili jak głową w mur i nie mieli kompletnie pomysłu na to, jak przejść defensywę Dinamo. Nie udawało się to i ostatecznie w ogóle się nie udało, bowiem goście utrzymali to prowadzenie już do końca.
Komentarze (0)