Ridgeciano Haps opuścił Feyenoord latem ubiegłego roku. Obrońca zdecydował się na przejście do Venezii FC. Obserwator Feyenoord, Martijn Krabbendam odwiedził Hapsa we Włoszech i porozmawiał z nim przede wszystkim o czasie na De Kuip, który naznaczony był kontuzjami.
- Trudno mi znaleźć odpowiednie słowa, ale wydawało mi się, że w Feyenoordzie zostałem przeklęty. Za każdym razem, gdy myślałem: "Tak, jestem tutaj, to jest mój poziom", wszystko znowu szło źle. Znowu i znowu nowa kontuzja. W pewnym momencie zaczęło to doprowadzać do szału. Pozostaje to oczywiście tajemnicą, te wszystkie pechowe kontuzje, ale ja pozostałem nieugięty w swojej wierze - powiedział Haps w rozmowie z Voetbal International.
Haps był również przez pewien czas nieobecny w Feyenoordzie z powodu "problemów zdrowotnych". Rotterdamczycy nie ujawniali jednak, co dokładnie dolega obrońcy. - Potem zaczęły się spekulacje. Moja dziewczyna dostawała najróżniejsze wiadomości. Jak sobie radzi i tak dalej. Nic z tego nie rozumiała. Co mieli na myśli? Okazało się, że ludzie pisali w internecie, że ją pobiłem!
- Miałem być w więzieniu, dlatego nie mogłem grać. Nawet jej rodzina była zszokowana tymi doniesieniami. Oskarżali mnie o różne rzeczy, ale ja byłem tylko w szpitalu. Jestem taki, że trzymam na dystans plotki i krytykę, ale mam też rodzinę. Dla nich było to o wiele trudniejsze. Dopiero po tym, jak wiadomość ode mnie pojawiła się na Instagramie, zaczęły spływać przeprosiny.
Haps znów odnalazł swoje piłkarskie szczęście. - Jako obrońca cieszysz się większym szacunkiem niż w Holandii. W meczu z Romą wyłuskałem piłkę z linii bramkowej ofiarną interwencją, a zdjęcia natychmiast obiegły Włochy. Było to równie świetne, jak bramka, którą strzeliłem przeciwko Torino, moja pierwsza w Serie A. To naprawdę wspaniała liga, z tymi wszystkimi reprezentantami wokół ciebie - podsumował Haps.
Komentarze (0)